Fakty są takie: okienko transferowe za nami. I można powiedzieć jedno: za West Hamem najlepsze dwa miesiące w historii Premier League, gdy mówimy o wzmocnieniu kadry. Nie chcę przesadzać, ale prawdopodobnie nie będzie bardziej spektakularnego lata w wykonaniu Młotów pod kątem transferowym w najbliższych kilku latach.

Przede wszystkim należy powiedzieć o tym, że w końcu kadra została odpowiednio poszerzona. Pisałem o tym zresztą tuż po rozpoczęciu sezonu: Młoty nie miały odpowiedniej głębi składu, by rywalizować skutecznie na dwóch frontach. W poprzedniej kampanii ligowej jedynie Burnley i Crystal Palace wykorzystały mniejszą liczbę zawodników od West Hamu. Kwestie przeciążeniowe były widoczne zwłaszcza po meczach Ligi Europy, gdzie piłkarze Moyesa mieli spore problemy z regularnym punktowaniem. Na 12 meczów Premier League rozgrywanych po LE Młoty zdobyły jedynie 13 na 36 możliwych punktów, do tego choćby dwukrotnie remisując z Burnley.  Dobrym przykładem tego, co stało się z niektórymi piłkarzami West Hamu rok temu jest np. Michail Antonio, który nie dość, że sam w sobie jest piłkarzem nieregularnym, to jeszcze był zajechany do granic możliwości. Być może nieskuteczność pod koniec sezonu wynikała z kwestii słabej formy, ale jednak fakty są takie, że taki zawodnik jak Antonio zwyczajnie nie może grać non stop co trzy dni. 

Dlatego też za to okienko transferowe należy West Ham szczególnie mocno pochwalić. Zwłaszcza, gdy mowa o inwestycji w zespół. Po raz drugi podczas ery Premier League klub ze wschodniego Londynu przeznaczył więcej niż 100 milionów na transfery. A były to rozsądnie wydane fundusze. Ani nie ściągnięto multum piłkarzy bez większego namysłu (jak Nottingham Forest), ani też nie kupiono czterech bardzo dobrych zapominając o reszcie. Postawiono na wariant pośredni i wyszło… całkiem dobrze, prawda? Pierwszy raz w historii (wg. transfermarkt.de) wartość składu West Hamu przekroczyła 400 milionów Euro. Jednocześnie, choć mogłoby się wydawać, że kadra uległa drastycznemu poszerzeniu, wciąż głębia składu West Hamu nie jest wyjątkowo przerażająca, gdy patrzymy na papier. 10 zawodników przyszło, 9 odeszło – kierując się liczbami wychodzi na nieznaczne zmiany. Jednak patrząc na zmianę na poziomie jakościowym, ciężko jest się nie zachwycić. 

Bo jak tu nie uśmiechnąć się pod nosem dostając Emersona w zamian za Masuaku? Wszelkiego rodzaju newralgiczne pozycje w zespole West Hamu zostały odpowiednio wzmocnione. Potrzeba było napastnika do rywalizacji z Michailem Antonio, który także da mu odpocząć? Proszę bardzo, jest Gianluca Scamacca, czyli – jakby nie patrzeć – szósty strzelec Serie A poprzedniego sezonu. Należało dać alternatywy na pozycji stopera? Kupieni zostali Nayef Aguer czy Thilo Kehrer. Nawet jeśli, załóżmy, odchodził Masuaku, i tak z miejsca na jego pozycję został sprowadzony piłkarz o z pewnością większych możliwościach, czyli Emerson Palmieri. A patrząc na innych zawodników odchodzących, ciężko jest powiedzieć jednogłośnie „będę tęsknić”. Rzecz jasna, odejście Marka Noble’a to sytuacja, gdzie niejednemu łezka zakręciła się w oku i brak wieloletniego kapitana w szatni może przeszkadzać (o czym mówił David Moyes). Ale Arthur Masuaku, Ryan Fredericks, Andrij Yarmolenko czy Issa Diop to piłkarze, którym za grę w barwach West Hamu należy podziękować i nic więcej. Nie byli wybitnie dobrzy czy wybitnie źli, po prostu nieźli. Zaś patrząc na wzmocnienia dokonane w tym okienku ciężko jest nie dostrzec skoku jakościowego.

Warto też pochwalić West Ham za to, jak mądrze dobierał on graczy sprowadzanych do zespołu. Patrząc na wzmocnienia w postaci właśnie wyżej wspomnianego Emersona czy Thilo Kehrera ciężko jest nie dostrzec jakości wynikającej ze stażu w topowych zespołach (Chelsea i PSG), ale też przestrzeni na rozwój, bo w poprzednich klubach nie odgrywali oni czołowych ról. West Ham może jawić się jako okazja do regularnej gry na dobrym poziomie, w stolicy Anglii, najlepszej lidze świata i do tego zahaczać o europejskie puchary, co w przypadku Maxwela Corneta, Flynna Downesa (choć to bardziej inwestycja w przyszłość) czy Gianluci Scamacci na pewno było czynnikiem zachęcającym do przyjścia, a każdemu z tych piłkarzy West Ham powinien jawić się jako szansa. Szansa, jaką dostali, by grać w najlepszej lidze świata, a także – jakby nie patrzeć – za kilka lat po regularnych występach przenieść się do jeszcze lepszego zespołu.

Oczywiście, w całej beczce miodu, jaką jest to okienko w wykonaniu West Hamu, jest także łyżka dziegciu – prawdopodobnie zespół Davida Moyesa został wzmocniony zbyt późno, stąd też należy dać wielu nowym zawodnikom (np. Paquecie) czas na aklimatyzację, co z kolei może odbić się w jakimś stopniu na wynikach. Z drugiej strony jednak patrząc na jakość piłkarzy dodanych do składu ekipy z Olympic Stadium ciężko jest nie dostrzec olbrzymich umiejętności, które powinny z miejsca dać rezultaty. Kilka celów transferowych nie zostało także spełnionych (np. Matheus Nunes, Amadou Onana czy Jesse Lingard, chociaż za tym ostatnim raczej fani West Hamu płakać nie będą).

Niemniej jednak Pep Guardiola mówił kiedyś, że cykl jednej drużyny to mniej więcej trzy lata. Niedługo właśnie taki czas minie od dołączenia Davida Moyesa do szatni West Hamu i trzeba powiedzieć wprost: to okienko transferowe daje wszelkie podstawy do tego, by się nie martwić. Mnóstwo piłkarzy jakościowych, głodnych i mogących stanowić o sile Młotów zostało dodanych. I do tego jeszcze Pan Piłkarz Lucas Paqueta. Nie pozostaje nic innego tylko czekać na to, jak wszystkie nowe twarze się zaaklimatyzują i wejdą na właściwe obroty. To może być dobry sezon, bo – umówmy się – tak mocnego West Hamu nie było od dawna.