Po marzenia. Po chwałę. Po nieśmiertelność. Takie cele dzisiaj ma przed sobą drużyna West Hamu, która zmierzy się z Eintrachtem Frankfurt w półfinale Ligi Europy. Ekipa Olivera Glasnera ma za sobą fanatycznych kibiców, świetną organizację oraz naprawdę dobrze funkcjonujący system, co owocuje imponującymi występami w europejskich pucharach. Przecież w poprzedniej fazie Eintracht pokonał rozpędzoną Barcelonę Xaviego. Zatem czego powinno oczekiwać się przed meczem z Eintrachtem Frankfurt?

ANIMOZJE KIBICOWSKIE

Już na samym wstępie należy zaznaczyć, że fanbaza Eintrachtu Frankfurt jest imponująco fanatyczna. Każdy mecz przy Deutsche Bank Park to trybuny wypełnione po brzegi i kapitalna atmosfera, która wiąże się z naprawdę ciężkimi warunkami gry dla przyjezdnych. Jednakże – co warto przypomnieć – gdy Eintracht grał rewanż z Barceloną w ćwierćfinale, doszło do sytuacji nietypowej. W obliczu kuriozalnego zachowania socios odsprzedających bilety na stadion weszło przeszło 30000 fanów gości. Rzekomo Marc Andre Ter Stegen, bramkarz Barcelony, miał powiedzieć wychodząc na rozgrzewkę słowa „To nie jest Camp Nou” w odniesieniu do tak wielkiej liczby kibiców gości na trybunach.

Jednakże dzisiaj, na Stadionie Olimpijskim w Londynie, ma być inaczej. Eintracht otrzymał od Młotów 3000 wejściówek na czwartkowy mecz i jednocześnie zaznaczył, że dla każdego fana Eintrachtu poza jego sektorem są już przygotowane surowe kary. Sytuacja z Camp Nou, gdzie kibiców gości było niezwykle dużo raczej się nie powtórzy również ze względu na to, że sami fani Młotów są niesamowicie napaleni na mecz półfinałowy. Natomiast porzucając już animozje kibicowskie warto przesunąć wajchę w naszej dyskusji odnośnie Eintrachtu w kierunku boiska. Jak grają podopieczni Glasnera?

PROBLEMY Z ATAKIEM POZYCYJNYM

Przede wszystkim należy wspomnieć słowa dyrektora sportowego Eintrachtu Frankfurt, Markusa Krosche, które wypowiedział w niedawnym wywiadzie na stronie The Athletic: „Gramy futbol, który pasuje do rozgrywek. W Bundeslidze w większości mierzymy się z ekipami, które bronią nisko i atakują z kontry. W LE jest inaczej”. I faktycznie, jest inaczej. Średnio w Bundeslidze drużyna Glasnera utrzymuje się przy piłce przez 50% czasu, co jest wynikiem środka tabeli pod tym względem. Natomiast porównując to z grą Eintrachtu w LE można dostrzec spory dysonans. Patrząc jedynie na kwiecień, Eintracht zagrał sześć spotkań. W trzech miał wyższe posiadanie piłki od rywali (vs Furth, vs Freiburg, vs Union). Właśnie w tych trzech zdobył jedynie jeden punkt na dziewięć możliwych, i to do tego z Greuter Furth, które leje cała Bundesliga. Z kolei w pozostałym tercecie spotkań rozgrywanych przez Eintracht, ekipa Glasnera miała niższy % utrzymania się przy piłce. Żadnego nie przegrała. Różnica jest zatem dość widoczna.

WYBIEGANI

Nim przejdziemy do sposobu Eintrachtu na grę bez piłki i z futbolówką przy piłce trzeba wręcz wspomnieć choćby słowem o postaci Olivera Glasnera, trenera ekipy z Deutsche Bank Park. Czy jest jakiś trener, który charakteryzuje Bundesligę lepiej od szkoleniowca Eintrachtu? Pewnie nie. Liga niemiecka, którą kojarzymy z graniem na bardzo wysokiej intensywności, wielu sprintach i graniu w fazach przejściowych jest uosabiana właśnie przez Glasnera. Kiedyś Pep Guardiola mówił, że Bundesliga nauczyła go dbałości o grę po stracie piłki, bo kontry wyprowadzane przez zespoły rodem z Niemiec bywają zabójcze. Tak też jest w przypadku Eintrachtu, który za swoimi sterami ma Olivera Glasnera. Austriak przykłada ogromną wagę nie tylko do organizacji gry, ale też do wartości biegowych. Fani Premier League kojarzą z pewności metody Marcelo Bielsy: gdy ktoś u Argentyńczyka nie spełniał norm biegowych zwyczajnie nie grał. Podobnie jest z Glasnerem i jego Eintrachtem. Zresztą o przywiązaniu Austriaka do owych wartości podkreśla fakt, że przed byciem trenerem Eintrachtu miał do wyboru pracę w Wolfsburgu albo Schalke. Czynnikiem decydującym o wyborze tego pierwszego klubu miały być właśnie liczby, które Glasner zobaczył przy parametrach fizycznych i motorycznych zawodników. Tu jest Eintracht, tu się biega. Z tego założenia wychodzi Glasner i bardzo słusznie, bo wybieganiem i organizacją jego zespół był w stanie pokonać wielu znakomitych rywali.

JAK EINTRACHT POKONAŁ BARCELONĘ?

Są dwa Eintrachty. Jeden bundesligowy, który chce (albo bardziej musi) dominować. Drugi to ten, który oglądaliśmy dotychczas w Lidze Europy. A warto wspomnieć o tym, że tylko dwie ekipy nie przegrały w tegorocznej edycji LE ani jednego meczu. Owymi zespołami są RB Lipsk oraz Eintracht, który – bądź co bądź – był skazywany na pożarcie przed dwumeczem z Barceloną. Duma Katalonii przystępowała do pojedynków z frankfurtczykami niepokonana od stycznia, do tego po efektownych wygranych z Napoli, Atletico czy Realem w klasyku. Zatem jak się to stało, że to Eintracht znalazł się w półfinale?

Przede wszystkim należy zacząć od ustawienia. Drużyna Glasnera głównie ustawia się w formacji z piątką obrońców. Oczywiście, jest to zależne od fazy spotkania: niekiedy obrońców jest trzech (trójka stoperów), niekiedy wracają do nich wahadła. Przed nimi Eintracht ma dwójkę pomocników odpowiadających nieco mocniej za destrukcję, zaś z przodu są dwie dziesiątki i napastnik. W meczu z Barceloną wyglądało to w sposób taki, jak poniżej.

W tym momencie należy rozpocząć dysputę o grze defensywnej Eintrachtu. A ta stoi na naprawdę całkiem niezłym poziomie. Nie jest jednak ona taka, jak wielu mogłoby się spodziewać: podopieczni Glasnera nie chcą jedynie bronić się nisko. W pierwszym meczu z Barceloną bardzo umiejętnie piłkarze Eintrachtu odcięli środek pola Barcelony atakując wysoko, być może nie presując wściekle, ale zwyczajnie odcinając linie podania. Każdy kibic ligi angielskiej, który wie, jak gra np. Southampton Hussenhuttla wie, jak będzie grać Eintracht. To jest dokładnie tego typu gra. Zablokowanie środka pola rywali, odcięcie innych opcji zagrania niż do boku.

Jednakże to, co jest najbardziej bolesne dla rywali takich jak Barcelona to fakt, iż niezwykle ciężko jest wyciągnąć defensorów Eintrachtu ze swojej strefy. Gdy tylko Aubameyang próbował cofnąć się do rozegrania zawsze miał na plecach Hinterreggera. Ponadto, szerokie ustawienie skrzydłowych Barcelony w celu stworzenia półprzestrzeni między stoperem a bocznym obrońcą sprawdza się doskonale, ale jedynie przeciwko zespołom z czwórką obrońców.

Eintracht dzięki ustawieniu z piątką obrońców to wyeliminował. Przypominało to momentami zeszłoroczny finał Champions League między Chelsea a Manchesterem City. Tam również stoperzy ekipy Tuchela ustawieni w piątce z tyłu blokowali półprzestrzenie i nie dawali się obrócić zawodnikom City z piłką przy nodze. Podobnie było w meczu Eintracht – Barca.

Jednakże Eintracht nie tylko świetnie odcinał opcje podania Barcelonie w grze wysokim pressingiem, lecz bardzo umiejętnie zamknął Dumę Katalonii stojąc na swojej połowie. Podopieczni Xaviego wpadli w pułapkę bezsensownego wymieniania podań między swoimi stoperami w okolicach koła środkowego. Mądre ustawienie Eintrachtu połączone z agresją w doskoku pozwalało na zamykanie wszelkiego rodzaju korytarzy w środku boiska.

 Jednocześnie zablokowanie wszelkiego rodzaju opcji zagrania do przodu wymuszało podanie do boku. A na to Eintracht tylko czekał, by – tak jak Chelsea Tuchela czy wiele innych zespołów – pressować przy linii bocznej. Można powiedzieć, że w defensywie ekipa Glasnera gra nawet w 13, bo ma jedenastu piłkarzy i dwie linie boczne, które znacznie ograniczają możliwości rywali.

Zresztą na takie pułapki zakładane przez Eintracht należy uważać. I to bardzo. Jeśli byśmy się przyjrzeli temu, jak padł drugi gol dla ekipy z Frankfurtu na Camp Nou można dostrzec, że wzięło się to właśnie ze stworzenia przewagi liczebnej tuż przy linii bocznej boiska. Zatem nie tylko Einracht w taki sposób się broni: taki styl odbioru piłki pozwala też piłkarzom Glasnera na strzelanie bramek.

FAZA ATAKU

W tym momencie chciałbym, abyście przypomnieli sobie słowa, które napisałem na samym wstępie. Dyrektor sportowy Eintrachtu, Markus Krosche, powiedział, że w Lidze Europy Eintracht gra lepiej niż w Bundeslidze, bo częściej może kontrować. I kto wie, czy nie jest to prawda? Ekipa Glasnera jest fantastycznie zorganizowana w grze bez piłki, zaś z nią ma zawodników zdolnych do wyprowadzenia zabójczych kontrataków. Przypomina to nieco Tottenham: drużynę fantastyczną w kontratakach, lecz słabszą w ofensywie pozycyjnej. Tak wygląda właśnie Eintracht, który w bardzo ciekawy sposób tworzy przestrzeń, którą może wykorzystać przy kontrach.

Niskie ustawienie, które zaprezentowali podopieczni Glasnera na Camp Nou nie było bowiem jedynie sposobem na grę defensywną. Barcelona, widząc, że każdy z ich piłkarzy ma ścisłą opiekę zawodników z Frankfurtu, chciała stworzyć przewagę na skrzydłach. Jednocześnie wpadła w pułapkę, o której mówił Krosche: to Barca miała wtedy piłkę i nie martwiła się, co się stanie po jej stracie. Eintracht już to wiedział.

Tak wysokie ustawienie bocznych defensorów pozostawiło Eintrachtowi pełne pole do popisu. Bo przestrzeń na bokach to jest coś, z czego Eintracht uwielbia korzystać. Tym bardziej należy przy tych kontrach uważać na Filipa Kosticia, który – mimo tego, że rok temu miał odchodzić do Lazio – teraz jest wiodącą postacią Eintrachtu.. Cztery gole i dziewięć asyst w tym sezonie Bundesligi to wynik o tyle imponujący co nie zaskakujący: cały system gry Eintrachtu jest stworzony właśnie pod Chorwata i jego umiejętność do celnej wrzutki po uprzednim nabraniu rozpędu przy kontrze.

JAK WEST HAM MOŻE ZASKOCZYĆ EINTRACHT?

Wydaje się, że kluczem będzie mobilność. Zawodnicy Glasnera, choć wybiegani, mierzyli się dotychczas z zespołami, które intensywnością w grze nie grzeszą. Barcelona czy Betis wolą spokojne spotkania, zaś Eintracht narzucał tempo, którego ani jedni ani drudzy wytrzymać nie mogli. Z kolei West Ham jak najbardziej intensywnością może Eintrachtowi dorównać albo – kto wie – nawet zaprezentować się lepiej. Warto zwrócić uwagę na to, że w niedzielnym starciu z Chelsea David Moyes dał odpocząć piłkarzom kluczowym. Na ławce rezerwowych znaleźli się choćby Declan Rice, Jarrod Bowen czy Michail Antonio. Świeżość i ruch bez piłki to może być klucz w odniesieniu zwycięstwa. Zawodnicy przedniej formacji Barcelony w meczu z Eintrachtem mimo wszystko grali dość statycznie. Jeśli Młoty chcą wywieźć dzisiaj ze swojego domu korzystną zaliczkę, muszą zwyczajnie postawić na sporą wymienność pozycji. Manuel Lanzini na dziesiątce czy Pablo Fornals na lewym wahadle to mogą być rozwiązania, które nie tylko pomogą choć na chwilę stworzyć przewagę w środku pola. Są to też piłkarze, którzy swoją ruchliwością mogą wyciągnąć zawodników Eintrachtu z ich stref. A o to chodzi w futbolu.

Ponadto, dlaczego nie zagrać spokojnie, u siebie, przyjąć rywali? Nieprzypadkowo Eintracht ma duże problemy z atakiem pozycyjnym. Oparcie gry na błyskawicznych wypadach z wykorzystaniem wahadeł ma swoje plusy, ale jednocześnie oznacza, że cierpliwe budowanie ataków przynosi dość spore problemy ekipie dzisiejszych gości. A West Ham – co pokazywał niejednokrotnie – potrafi grać mądrze w nisko ustawionej obronie. Dlaczego zatem nie postawić na ten wariant? Być może ciężko będzie bronić się i kontrować przez cały mecz, natomiast niewątpliwie Eintracht ma problem z budowaniem akcji ofensywnych w finalnej tercji boiska. Trzeba zatem to jakoś wykorzystać.

Drużyna Glasnera jest groźna. Ma piłkarzy świetnych, ma dużo talentu. Ale czy więcej od West Hamu? Tutaj można mieć wątpliwości. Piłkarze Moyesa mogą dzisiaj zrobić pierwszy krok w kierunku wielkiego finału Ligi Europy. Czy tak się stanie? Przekonamy się już dzisiaj. Mimo to, warto jako kibic Młotów mieć już wstępnie zarezerwowany hotel w Sevilli na noc 18 maja. Bo co jak co, ale wszyscy fani West Hamu szczególnie teraz nie mają już prawa marzyć. Mają obowiązek marzyć.