West Ham remisuje z Tottenhamem w spotkaniu rangi 31. kolejki angielskiej Premier League. Frustracja, zmęczenie, próby i determinacja obu stron – to dobre podsumowanie tych zmagań. Wysokie posiadanie piłki gości, w żaden sposób nie przekładało się na zagrożenia podbramkowe. W ekipie Młotów zaś zabrakło dobrze przeprowadzonych zmian, więc zwyczajnie siły na przeprowadzanie akcji. Mimo wszystko, było to dobre spotkanie w iście angielskiej atmosferze!

Z istotnych spraw składowych, mamy dwie informacje: między słupkami znalazł się Łukasz Fabiański, zastępując Areolę cierpiącego na uraz pachwiny. Polski golkiper cieszy się niemałym zaufaniem wśród kibiców Młotów, a to spotkanie stanowi kolejną szansę na dobry występ. Zawieszonego Edsona Alvareza zaś, zastępuje James Ward-Prowse.

Spotkanie rozpoczęło się w blasku efektownego pokazu świetlnego na London Stadium oraz z pięknym akompaniamentem hymnu „I’m forever blowing bubbles”. W takiej atmosferze zawodnicy gospodarzy nie mogą zawieść kibiców!

Wiemy, że West Ham najlepiej czuje się grając przeciwko rywalom posiadającym piłkę. Wówczas dochodzi do jakościowych kontr, dających przewagę. Tak też działo się w przypadku ostatnich derbów z Tottenhamem, wygranych przez podopiecznych Moyesa 1-2.

Już w 4’ odnotowaliśmy świetną sytuację – Kudus mocno zapressował na Pedro Porro, który to stracił piłkę. Footballówka poleciała w pole karne do Michaila Antonio, który to kolejno przepuścił ją do Bowena. Tenże nie spodziewał takiego obrotu spraw i mimo uderzenia mocno chybił.

Chwilę później straciliśmy bramkę na 0-1. Timo Werner jakościowo wbiegł w pole karne z lewej strony, oddając piłkę do dobrze ustawionego Johnsona. Fabiański nie miał szans interweniować przy tym strzale, oddanym z bardzo bliskiej odległości. Ofensywa gości nie spotkała praktycznie żadnych przeszkód na drodze do tej bramki, poszło dramatycznie łatwo. Nie tak wymarzyliśmy sobie start tego spotkania.

Niedługo później zagrożenie pojawiło się w pierwszym rzucie rożnym meczu, wykonywanym przez Bowena w 7’. Kudus miał szansę na strzał z bliskiej odległości, jednak brak wolnej przestrzeni nie ułatwił zadania. Wywalczyliśmy natomiast kolejne dośrodkowanie z narożnika, które to tym razem nie było już tak jakościowe.

Kolejne minuty to więcej prób ze strony West Hamu, natomiast mało realnego zagrożenia. Priorytetem było poszukiwanie kolejnych bramek, choć nie było widać specjalnego załamania po pierwszej stracie. Pierwszy kwadrans pełny był intensywnej gry i ciekawej walki obu stron.

Wreszcie, w ramach 3 rzutu rożnego w spotkaniu (19’) Kurt Zouma świetnie umieścił piłkę w siatce efektywnym strzałem głową (może nawet plecami)! Piłkarze gości kompletnie oddali pozycję i w rezultacie wystarczyło skierować piłkę w światło bramki, po fantastycznej wrzutce Bowena! Postawa bramkarza z pewnością również ułatwiła zadanie, bo pozycja Vicario była przy tej okazji fatalna.

Po tym trafieniu obydwie linie West Hamu były nieźle zorganizowane – goście mieli kłopoty z płynnym przejściem przez dobrze zespolonych graczy Moyesa, którzy to dodatkowo nie odpuszczali w pressingu na własnej połowie. Momentami widzieliśmy bardzo zagęszczone pole karne Tottenhamu. Nawet 9 zawodników nacierało na szesnastkę rywala, w pogoni za kolejnym trafieniem.

Analogicznie – w przypadku obrony własnej bramki, wszyscy potrafili bardzo płynnie i w sposób zorganizowany wracać do defensywy, nie pozostawiając wolnych przestrzeni rywalom. Przy takiej strategii kluczowa jest indywidualna koncentracja wszystkich zawodników, która w tym momencie wydawała się doskonała, oczywiście z wyłączeniem pierwszej straty.

Pod koniec pierwszej połowy odnotowaliśmy dwa kolejne rzuty rożne i w drugim przypadku doszło do największego zagrożenia – ostatnimi siłami Vicario wybił wysoką piłkę, lecącą prosto na głowę Kurta Zoumy. W tym okresie (okolice 40’) wyglądaliśmy nieźle w ofensywie, szczególnie Kudus czy Bowen potrafili świetnie przedzierać się pod pole karne, a Paqueta posyłał błyskotliwe podania. Zdarzyła się również jedna próba Jamesa Ward-Prowse’a z okolic 25 metra i w rezultacie doskonałego strzału… zabrakło dosłownie centymetrów (zasięgu ramiom Vicario, który cudem wyjął piłkę). Pierwsza połowa zakończyła się remisowym rezultatem.

Druga odsłona spotkania na London Stadium rozpoczęła się dosyć intensywnymi próbami znalezienia kolejnego trafienia, przez graczy Moyesa. Już w 48’ nadarzyła się bardzo dobra szansa, jednak Antonio zamiast podać do niekrytego Kudusa zdecydował się na strzał bezpośredni – wybroniony przez Vicario. Chwilę później Jamajczyk nie trafił w piłkę będąc w polu karnym na około 2-3 metrze, wobec czego bramka ponownie przeszła nam koło nosa (tak czy inaczej znajdował się wówczas na spalonym).

Należy jednak podkreślić zasługi Michaila Antonio w tym spotkaniu – generalnie prezentował się naprawdę dobrze. Nie bał się wchodzić w pojedynki, tworzył wiele wolnej przestrzeni kolegą i momentami był nie do zatrzymania przez defensorów gości. Stanowił ogromny atut West Hamu.

Okolice 54’ to lepszy czas gości. Timo Werner nie zamknął świetnej akcji, Maddison z Sonem błyszczeli w polu karnym, a Pedro Porro sprawiał kłopoty naszej defensywie. Wynik natomiast wciąż pozostawał niezmienny.

W 60’ Michail Antonio zmarnował doskonałą okazję sam na sam. Jamajczyk otrzymał autostradę do bramki, jednak nie zdołał dobrze wykończyć tej szansy. Warto odnotować też, że chwilę wcześniej miał miejsce faul Paquety, który nie został odgwizdany, a sama pozycja dobiegowa napastnika West Hamu także była kontrowersyjna (pod względem pozycji spalonej). W każdym razie bramka nie padła.

Kolejny kwadrans to mniej intensywna gra, obfita w walkę o piłkę w środku pola i okazjonalne konkrety pod bramkami, ogólnie na korzyść Tottenhamu. Zaloty gości były cały czas blokowane przez czujnych defensorów, ale realnie wystarczył jeden błąd, aby boleśnie stracić bramkę. Brakowało aktywności ofensywnej, znanej z pierwszych 25 minut, dynamika Młotów w ofensywie była na bardzo niskim poziomie – to był czas na zmianę, gdyż rywale bezustannie „dokręcali śrubę”.

Owe zmiany nie nadchodziły. Co prawda w okolicach ostatnich 10’ West Ham jak gdyby ruszył w poszukiwaniu trafienia, natomiast bez „świeżej krwi” z ławki rezerwowych było to nieco utrudnione. Goście zaś już w 70’ przeprowadzili pierwsze rotacje, co wydatnie wpłynęło na siły zespołu, więc również jakość przeprowadzanych akcji.

Co prawda w 90’ piłka wpadła do siatki po dwóch interwencjach Vicario (przy strzałach Bowena i Kudusa), jednak JB20 znajdował się na pozycji spalonej. Nie można było odmówić determinacji Młotom, jednak zwyczajnie brakowało energii. Do regulaminowego czasu gry, doliczone zostały 4 minuty.

W 90+2’ odnotowaliśmy groźne dośrodkowanie z rzutu rożnego Jamesa Ward-Prowse’a, jednak równie świetnie interweniował Vicario. W 90+4’ czujną interwencją popisał się Łukasz Fabiański, który to wybronił strzał prosto w środek bramki. Okazje przyszły jeszcze w ostatnich sekundach, lecz do końca nie udało się wyjść na prowadzenie. Żadne zmiany także nie zostały przeprowadzone.

 

West Ham United 1 – 1 Tottenham Hotspur

Zouma 19′ | Johnson 5′

 

West Ham United: Fabiański, Coufal, Mavropanos, Zouma ©, Emerson, Ward-Prowse, Souček, Paquetá, Kudus, Bowen, Antonio
Niewykorzystani zmiennicy: Anang (GK), Johnson, Cresswell, Ogbonna, Phillips, Earthy, Cornet, Ings, Mubama

Tottenham Hotspur: Vicario, Porro, Romero, Van der Ven, Udogie, Bissouma (Højbjerg 82′), Bentancur (Sarr 70′), Johnson (Lo Celso 90′), Maddison (Kulusevski 70′), Son ©, Werner (Richarlison 82′)
Niewykorzystani zmiennicy: Austin (GK), Drăgușin, Davies, Emerson Royal

Sędzia: John Brooks

Frekwencja: 62,469

 

Brak dostępnego opisu zdjęcia.Osoby zainteresowane współpracą z naszą redakcją, szczególnie w zakresie tworzenia newsów prosimy o kontakt w wiadomości prywatnej na Facebooku, X, lub Instagramie!