Niewiele ponad rok temu Southampton po raz pierwszy od 1988 roku zostało liderem najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. Święci przed poprzednim sezonem wydawali się być czarnym koniem rozgrywek. Na półmetku wszystko wskazywało na to, że z przewidywanej roli się wywiążą. Jednakże finalnie wszystko poszło nie tak, jak powinno. Drużynie Ralpha Hassenhuttla w pewnym momencie po prostu zabrakło paliwa w baku, a to poskutkowało porażką. Jedną, drugą, trzecią… I tak dalej. Aż do dzisiaj. Żadna drużyna nie przegrała tylu meczów w 2021 roku, co Southampton. Choć Święci mają bezpieczną przewagę nad strefą spadkową, ich gra w tym sezonie bynajmniej nie zachwyca. Aczkolwiek są także rzeczy, za które można ekipę z Saint Mary’s podziwiać. Gdzie leży prawda odnośnie drużyny Southampton?

Wychowanek Rangnicka

Przede wszystkim trzeba zacząć od postaci szkoleniowca, który od ponad trzech lat panuje na południu Anglii. Ralph Hassenhuttl ma wiele wspólnego z postaciami takimi jak Thomas Tuchel, Jurgen Klopp czy Julian Nagelsmann – nie tylko jest produktem niemieckiej szkoły trenerów, ale także sympatyzuje z gegenpressingiem. Austriak to jeden z wielu szkoleniowców wywodzących się z projektu Red Bulla, gdzie zresztą trafił właśnie ze względu na elementy podobieństwa do Rangnicka. Jego praca w zespołach takich jak VfR Aalen czy Ignolstadt wywołała w Niemczech ekscytację i zainteresowanie „alpejskim Kloppem”. I choć sam tego określenia nie lubi, trzeba przyznać, że podobieństwo do niemieckiego trenera Liverpoolu jest dość wyraźne. Jednakże jeszcze bardziej ewidentny jest wpływ Rangnicka na postać obecnego trenera Southampton.

Getty Images 2020

Obaj panowie spotkali się podczas pracy w RB Lipsk. Hassenhuttl objął zespół wówczesnego beniaminka w 2016 roku i od razu wprowadził drużynę na poziom niemalże mistrzowski: pierwszy rok pod wodzą Austriaka zakończył się finiszem na drugim miejscu w Bundeslidze. W kolejnym ekipa z koncernu RB wylądowała na szóstym miejscu, a sam Hassenhuttl nie godził się na bycie trenerem dopóki Julian Nagelsmann nie przyjdzie z Hoffenheim. Dlatego też przygoda „alpejskiego Kloppa” z Lipskiem i Rangnickiem zakończyła się po zaledwie dwóch latach, ale filozofia ojca gegenpressingu wciąż płynie w żyłach obecnego trenera Southampton.

4-2-2-2

Nie bez kozery Hassenhuttl przypomina Kloppa. Emocjonalny. Wprowadzający dobrą atmosferę. Wymagający. Skaczący w euforii lub złości przy linii bocznej. A do tego żądający, by jego ekipa odzyskiwała piłkę od razu po stracie.
Jeśli chodzi o podejście do futbolu – jak najbardziej Hassenhuttl jest jak Klopp. Natomiast patrząc już na system gry i funkcjonowanie Southampton bez piłki widać ewidentnie, że mentorem dla Austriaka był Ralf Rangnick. Przecież to właśnie obecny trener Manchesteru United w swoim Hoffenheim czy RB Lipsk spopularyzował system 4-2-2-2, gdzie zamiast skrzydłowych widzimy dwie „dziesiątki”. To ustawienie jest na tyle związane z Rangnickiem, że ten de facto od początku swojej przygody na Old Trafford  stosuje właśnie tę formację.

Formacja Manchesteru United Ralfa Rangnicka w meczu z Norwich (11 grudnia)

Coś bardzo analogicznego wprowadził w zespole Świętych wprowadził Ralph Hassenhuttl. Zainspirowany swoim mentorem i doświadczony po współpracy z Rangnickiem w Lipsku początkowo ustawiał Świętych w kształcie 3-5-2. Aczkolwiek od ponad dwóch lat na Saint Mary’s dominującą formacją pozostaje wspomnienane wyżej 4-2-2-2.

Jak Chelsea

Zapewne każdy, kto grał w piłkę na jakimkolwiek poziomie zdaje sobie sprawę z uniwersalnych praw futbolu. Gdy bronimy jesteśmy wąsko, gdy atakujemy szeroko. Brzmi całkowicie prosto. Jednakże, jak powiedział kiedyś Johan Cruyff, piłka nożna jest prostym sportem, ale najciężej jest w nią prosto grać.

Aczkolwiek Hassenhuttl i jego Southampton doskonale wiedzą o istocie wyżej wspomnianej reguły. Ustawienie 4-2-2-2 ma jedno, bardzo proste zadanie: wyeliminować środek pola rywali. Gdy zawodnicy z Saint Mary’s Stadium tracą piłkę nie tylko starają się szybko odzyskać piłkę (do czego jeszcze dojdziemy), ale także bardzo dynamicznie wrócić do pierwotnego ustawienia. Choćby Leeds United bardzo często, ze względu na swoją formację, ma luki w środku pola. W przypadku Southampton czegoś takiego nie zobaczymy. Być może dlatego właśnie problemy ze Świętymi miewają takie zespoły jak np. Manchester City, gdzie po meczu z Southampton Guardiola mówił wprost, że brak zwycięstwa spowodowany był dobrze zakładanym pressingiem przez zespół Hassenhuttla. Natomiast ekipy umiejętnie wykorzystujące boczne korytarze tworząc sobie tam przewagi potrafią ograć Świętych (dowodem na to są mecze choćby z Liverpoolem czy Chelsea).

Jednakże nie umniejsza to zdolności piłkarzy Southampton do pressingu. Jak okaże się poniżej, gracze z południa Anglii są w czubie zespołów odbierających piłkę wysoko. A robią to korzystając z tego samego, z czego korzysta inny znamienity uczeń Rangnicka, Thomas Tuchel. Jego Chelsea także pragnie, by środek pola był zablokowany i nie dopuszcza tam piłki poprzez ustawienie w trapezie. A to oznacza, że rywale muszą grać do boku, co – wedle planu – oznacza ograniczenie linią boczną. A to przynosi efekty w postaci przechwytów piłki.

Podejście słuszne…

W obecnym świecie futbolu jeśli nie grasz wysokim pressingiem, nie istniejesz. Potwierdza to przykład Barcelony, która w przeciągu ostatnich lat zaliczyła koszmarny spadek jakości jeśli chodzi o grę bez piłki. A czegoś takiego nie wybaczają takie ekipy jak np. Liverpool czy Manchester City. Zatem jak to jest: Southampton przecież podejście ma dobre, dużo bardziej nowoczesne i pasujące do aktualnych tredów w piłce nożnej od choćby Burnley. A obie ekipy dzieli zaledwie 6 punktów w tabeli, obie są zamieszane w walkę o utrzymanie i ogólnie jakoś to wszystko jeśli chodzi o Southampton nie prezentuje się tak, jak prezentować powinno. Dlaczego?

Zespół Odbiory w strefie ataku (40 metrów od bramki rywala)
Liverpool 206
Manchester City 164
Southampton 154
Brighton 146
Burnley 130

Jak widać powyżej, agresywne podejście piłkarzy Hassenhuttla wygląda jak najbardziej w porządku. Ba, prezentuje się ono nawet lepiej niż ktokolwiek zakładał. Święci pod względem przechwytów i odbiorów w finalnej tercji boiska są gorsi jedynie od Liverpoolu i Manchesteru City, czyli światowych potęg. De facto ciężko jest się do czegokolwiek przyczepić pod tym względem. Jeśli ktoś oczekiwał od Hassenhuttla wprowadzenia gegenpressingu na Saint Mary’s, pretensji mieć nie może.

…ale skuteczność marna

Natomiast z pewnością przyczepić można się do skuteczności zespołu Świętych. Jedynie Norwich ma większą różnicę między golami, a expectedGoals na niekorzyść od Southampton. Piłkarze Hassenhuttla strzelili ponad 6 goli mniej niż teoretycznie powinni. Być może dlatego właśnie gubią oni punkty. Być może dlatego są na 15 miejscu w tabeli. Zresztą jak wskazuje ilość expectedPoints (punkty przyznawane na podstawie tego, czy wygrałeś mecz w xG), Święci powinni zajmować nie 15, a co najmniej 12 pozycję. Niemalże z głowy można podać mecze, gdzie gracze z Saint Mary’s głupio tracili przewagę. Od pierwszej kolejki z Evertonem aż po niedawny mecz z Brighton, gdzie Southampton straciło gola na wagę remisu w 98 minucie. Nieskuteczność to duża bolączka ekipy z południa Anglii. A co gorsza, niewiele wynika z ich doskoku na połowie rywali.

Jeśli porównalibyśmy zespół Southampton do wyciskarki, niewiele byłoby tutaj soku. Piękne, jędrnie wyglądające owoce nie dają efektów w postaci wyciśniętej esencji. Mimo 154 odbiorów w strefie ataku, gracze Świętych wyciągają z tego stosunkowo mało.  Zaledwie dwa z szesnastu trafień Southampton padło po wysokim przejęciu piłki, co daje wynik na poziomie 1,3%. Aby było jasne: jest to 11 wynik w lidze, więc wciąż źle nie jest. Jednakże czy jest dobrze? Tego również byśmy nie powiedzieli. Aczkolwiek skuteczność to jedno, a szeroko pojęta gra w ofensywie to drugie. A tutaj również są powody do optymizmu.

Bezpośredniość

To duży atut Świętych. Patrząc na liczbę strzałów, zespół Hassenhuttla jest na siódmym miejscu w lidze. Całkiem wysoko. Podobnie jest, gdy spojrzymy na liczbę kontaktów z piłką w polu karnym rywala: tutaj Southampton plasuje się jedynie za zespołami z aktualnego TOP4. Oczywiście, po odejściu Danny’ego Ingsa i przy urazach Adama Armstronga oraz Che Adamsa odczuwalny jest brak snajpera, jednakże godna pochwały jest ogólna gra w ataku drużyny Świętych.

Przede wszystkim, dzięki dwóm „dziesiątkom”, gracze Southampton są wyśmienicie ustawieni, by grać na przysłowiową ścianę. Bardzo często – jeszcze z Dannym Ingsem w składzie – stoperzy, czyli np. Jan Bednarek szukali mocnej piłki zagranej z pominięciem drugiej linii do dziewiątki, która zgrywała ową piłkę do blisko ustawionego kolegi. A nawet jeśli coś nie wychodziło i napastnik odgrywał niecelnie następował bardzo szybki doskok. Bardzo analogicznie wygląda to w przypadku gry Burnley Seana Dyche’a, z tym że The Clarets częściej zagrywają piłki na wysokości głowy. Zawodnicy Świętych zdecydowanie wolą granie dołem.

Prawdopodobnie gdyby Southampton grało w Bundeslidze, byłoby w górnej połowie tabeli. Pep Guardiola wspominał, że liga niemiecka była dla niego o tyle nowym doświadczeniem, że zespoły grały dużo bardziej bezpośrednio niż w hiszpańskiej La Lidze. Najpewniej gdyby Hassenhuttl został zwolniony z Saint Mary’s bardzo szybko dostałby propozycję powrotu do Niemiec ze względu na fakt, iż jego drużyna w Premier League zachowuje bundesligową tożsamość szkoleniowca. Bezpośrednie podanie, poszukiwanie piłkarzy między liniami rywala – to sekret gry ofensywnej zespołu Świętych.

Ofensywne boki obrony

System 4-2-2-2, co by nie mówić, zakłada dość wąsko rozpięty atak. Obaj teoretyczni skrzydłowi wchodzą do środka, by tam tworzyć przewagę, umożliwiać grę wertykalną oraz ułatwiać doskok. A to oznacza, że zdecydowanie więcej przestrzeni jest na obu flankach. I tutaj właśnie dochodzimy do bardzo istotnego punktu: ofensywnych bocznych obrońców.

Tino Livramento na spokojnie można podpiąć pod rewelację tego sezonu. Kolejny okaz akademii Chelsea, który przed tym sezonem nie rozegrał ani jednego spotkania w seniorskiej piłce, jest jedynym zawodnikiem w kadrze Southampton, który rozpoczął mecz od pierwszej minuty przy każdej możliwej okazji. Po drugiej stronie boiska w zespole Świętych śmiga z kolei jeden z lepszych zawodników ekipy The Saints poprzedniego sezonu, Kyle Walker-Peters. Jeden to wychowanek Chelsea, drugi to wychowanek Tottenhamu. A obecnie obaj stanowią siłę zespołu Ralpha Hassenhuttla.

Patrząc na liczbę kontaktów z piłką w ofensywnej tercji boiska, żaden zawodnik Southampton nie ma tylu dotknięć z piłką, co Tino Livramento. Anglik zdobył póki co tylko jednego gola, jednak jego wpłw na grę jest nieoceniony. To on prowadzi w klubowej statystyce wprowadzeń piłki nie tylko w strefę ataku, ale także w pole karne. Jednakże niech Livramento nie zburzy Waszego obrazu Kyle’a Walkera-Petersa. Wychowanek Spurs jest jednym z niewielu, którzy dotrzymują (albo chociaż próbują) dotrzymać tempa swojemu koledze z drużyny.

Tino Livramento Kyle Walker – Peters
Podania w strefę ataku/mecz 7,8 14,4
Udane dryblingi/mecz 1,3 2,7
Rajdy z piłką 94 93

W obliczu braku napastnika, klarownego lidera z przodu, ciężar gry na siebie muszą brać inni zawodnicy. Stąd też bierze się większa aktywność boczych defensorów. Jednakże niezmiennie od kilku lat o sile Świętych stanowi James Ward-Prowse.

Nowy Beckham

Dużo ich już było. W Barcelonie Umtiti miał być nowym Puyolem, Coutinho nowym Iniestą, i tak dalej… Żarty żartami. James Ward-Prowse, jeśli do kogokolwiek może aspirować, to do Davida Beckhama ze względu na swoją wybitną umiejętność bicia rzutów wolnych. Poza tym z pewnością Anglik może również uchodzić za wzór do naśladowania. Nie tylko jeśli chodzi o grę, ale przede wszystkim patrząc na podejście do gry w piłkę. Codziennie zasypia i wstaje o tej samej porze, codziennie je takie samo śniadanie, po każdym treningu ćwiczy wolne. Ideał piłkarza. Jednakże wpływ kapitana Southampton na grę Świętych jest dużo większy niż same stałe fragmenty.

Kontakty z piłką w strefie ataku rywali

2.
                                            Kontakty z piłką                                                                                  3.
                                            Shot creating actions                                                                                  1.
                                            Podania prowadzące do strzału                                                                                  3.
                                            Podania                                                                                  2.
                  Dystans podań (jaką odległość przemierzyła piłka)

2.

Przez długi czas James Ward-Prowse pozostawał jedynym piłkarzem z pola, który pozostawał trwały w grze w pierwszym składzie. Przez trzy ostatnie kampanie ligowe kapitan Świętych zagrał w każdym meczu (!) od pierwszej minuty (!), co tylko podkreśla jego znaczenie. Piłkarz z przysłowiowym silniczkiem sami wiemy gdzie. A do tego doprawdy wybitny jeśli chodzi o bicie rzutów wolnych i rożnych. Wystarczy powiedzieć, że obecnie Anglik ma dokładnie tyle trafień ze stojącej piłki zza pola karnego w Premier League, co Cristiano Ronaldo. Do drugiego miejsca brakuje mu gola, do lidera (Beckhama) siedmiu bramek z wolnych. Całkiem sporo, ale z drugiej strony, kto jak nie on? Jeśli James Ward-Prowse w jakimś aspekcie może się kojarzyć z Messim, to właśnie w biciu rzutów wolnych.

Już nie tak skuteczni

Aczkolwiek mając takiego wykonawcę jak Ward-Prowse można spodziewać się, że Święci zdobywają masę goli po stałych fragmentach. Faktycznie: przed rokiem jedynie West Ham był w stanie ich przebić pod tym względem. Jednakże obecnie, po odejściu Jannicka Vestergaarda do Leicester, Southampton straciło swoją główną broń przy rzutach rożnych, a to poskutkowało zwyczajnie brakiem goli. Ralf Rangnick niegdyś powiedział, że na trening stałych fragmentów należy poświęcić 30% czasu, bo 30% bramek bierze się właśnie z tego. I patrząc na poprzedni rok w Southampton należy przyznać tej teorii rację: Southampton zdobyło dokładnie 34% swoich bramek po kopnięciach piłki stojącej (nie licząc karnych).

Jednakże obecnie sytuacja prezentuje sie kompletnie inaczej. Święci na półmetku sezonu zdobyli zaledwie dwie bramki ze stałych fragemntów gry, gdzie rok temu ta liczba na koniec sezonu wynosiła aż 15. To, co się zmieniło, to z pewnością skład personalny. Tak naprawdę każdy korner w ubiegłym sezonie grany był na Jannicka Vestergaarda, który, jak już wspomniałem, obecnie grywa w Leicester. Ponadto zespół Hassenhuttla nagle zaczął korzystać ze zdecydowanie większego wachlarza możliwości i schematów rozegrania. O ile rok temu można było zauważyć pewnego rodzaju powtarzalność, o tyle obecnie bardzo często jest to różnorodne. I jedni potraktują to jako zaletę, a drudzy jako wadę. Fakty są jednak takie, że goli po SFG Święci strzelają wyraźnie mniej.

Problemy

Jakie kłopoty ma Southampton? Dlaczego jest na 15 miejscu a nie wyżej? Jak ich pokonać? Na te pytania powinien sobie odpowiedzieć każdy menedżer rywali. Przede wszystkim podchodząc do spotkania ze Świętymi powinieneś wiedzieć, jak ominąć ich pierwszą linię pressingu. Często nie muszą być to kombinacje i gra na jeden kontakt: wystarczy nie dać Świętym przechwycić piłki na swojej połowie. A w tym drużyna Hassenhuttla jest świetna. Jednakże gdy ominie się ich pierwszą linię pressingu, wszystko będzie wyglądało jak najbardziej w porządku.

Ponadto z pewnością w fazie ofensywnej należałoby zwrócić uwagę na rolę bocznych obrońców. Ben Chilwell, Kieran Tierney, Luke Thomas, Trent Alexander-Arnold czy Andrew Robertson. Co ich łączy? To boczni obrońcy, którzy strzelili gola lub zaliczyli asystę w starciu ze Świętymi. Tworzenie przewagi 2 na 1 w bocznej strefie boiska w starciu ze Świętymi jest kluczowe, gdy przeanalizuje się ustawienie dwóch „dziesiątek” w systemie 4-2-2-2. Boczne korytarze na pewno trzeba wykorzystać.

Finalnie, najbardziej martwiące dla Hassenhuttla musi być to, że jego zespół tak często gubi punkty po zdobyciu bramki. Od momentu przejęcia zespołu przez Austriaka Święci zgubili 71 punktów jako zespół otwierający wynik. To o 15 oczek więcej niż ktokolwiek inny. Problem jest zatem ewidentny, ale nie ma jednoznacznego wyjaśnienia. Z jednej strony brak skuteczności i umiejętności zabicia meczu może wyjaśniać kłopoty Świętych. Jednakże z drugiej to także odpowiedzialność defensywy i zgubienia koncentracji. Jeśli jest coś, co Hassenhuttla powinno szczególnie trapić, jest to zdolność jego zespołu do marnowania prowadzenia.

Do Nieba czy do Piekła?

Gdzie zmierzają Święci Hassenhuttla? Austriak to trener zdolny, ciekawy, z interesującym warsztatem. Umiejący zaszczepić swoje pomysły w zespole. The Saints potrafią robić to, co robić mają: wysoko odbierać piłkę, atakować od razu po stracie. Jednakże z drugiej strony stoi po pierwsze brak odpowiednich wykonawców, po drugie brak odpowiedniego mentalu. Jeszcze rok temu Southampton liczyło się w walce o europejskie puchary. Aczkolwiek znów stało się to samo: zgubiona przewaga, duże kłopoty w defensywie i wracamy do punktu wyjścia. Drużyna z południa straciła swoich liderów w to lato (Ings, Vestergaard, Bertrand) i ciężko jest szukać na ich pozycjach ewidentnie lepszych zawodników. Nie oznacza to, że Southampton jest drużyną słabą, ale z pewnością słabszą niż przed rokiem. Zapewne idąc tym tropem drużyna z Saint Mary’s pozostanie w Premier League. I, szczerze mówiąc, całe szczęście. Im więcej zespołów gra futbol w stylu heavy metalowym, tym lepiej. A w to lato niech Święci ruszą na zakupy i będzie dobrze. Musi być.