Brazylijski skrzydłowy miał odzyskać w drużynie Smoków dobrą formę po serii niepowodzeń w koszulce 'The Hammers’. Niestety, większość czasu spędza na ławce rezerwowych, a trener Porto, Sérgio Conceição, zdaje się być nieprzekonany do umiejętności Andersona. Dlaczego Felipe sobie nie radzi na wypożyczeniu?

Pozycja Felipe Andersona w 2020 roku w West Hamie słabła z dnia na dzień. Przeciętna forma i uraz Brazylijczyka doprowadziły do tego, że w Project Restart uzbierał mizerne 89 minut gry. W nowym sezonie Premier League skrzydłowemu szło jeszcze gorzej i wystąpił tylko w dwóch meczach, a na murawie przebywał nieco mniej niż… 2 minuty. Było więc pewne, że nie figuruje on jako czołowa postać w planach Davida Moyesa na nową kampanię. Ponoć usługami Andersona zainteresowane były takie kluby jak Arsenal czy AC Milan, ale ostatecznie przeszedł on do FC Porto – wszystko na zasadzie wypożyczenia. Taki ruch był potrzebny dla obu stron. Portugalczycy zyskiwali na jeden sezon bardzo utalentowanego piłkarza, a West Ham mógł zwiększyć wartość karty zawodniczej Brazylijczyka przed ewentualnym transferem z klubu.

Pierwsze sygnały kryzysu

Tuż po dołączeniu do drużyny Smoków Felipe Anderson udzielił krótkiej wypowiedzi (za pośrednictwem A Bola):

„Jestem jednocześnie szczęśliwy i zmotywowany tym, że otrzymałem tutaj szansę. Nie mogę się doczekać, aż będę mógł trenować z nowym kolegami. Dam z siebie wszystko. (…) Wierzę, że uda nam się osiągnąć wiele”

Nie wszyscy kibice Porto byli pozytywnie nastawieni do wypożyczenia skrzydłowego West Hamu. Uważają oni, że opieranie tak wielkiego klubu jak Smoki na zawodnikach wypożyczonych to zła strategia transferowa i sportowa. Oprócz tego wyrażają głęboki żal względem szefostwa – bez większego starania wypuścili oni Danilo czy Alexa Tellesa.

Już w listopadzie z obozu mistrza Portugalii dochodziły niepokojące głosy o formie Brazylijczyka. Do tamtego czasu skrzydłowy zdążył wystąpić w dwóch meczach i łącznie na murawie przebywał przez zawrotne 49 minut. 3 listopada Conceicao nie desygnował go nawet na ławkę rezerwowych na grupowy mecz z Marsylią w Lidze Mistrzów. Lokalny dziennik „O Jogo” określił Felipe Andersona „ogromnym rozczarowaniem”. Same wypowiedzi menedżera pozostawiały sporo do domysłu:

„Felipe dobrze wie, że by powrócić do swojej formy z wcześniejszych etapów kariery, musi ciężko pracować. Wszystko co robi tutaj, w Porto, może mieć na niego pozytywny wpływ w przyszłości. (…) Wszystko, co wydarzyło się w jego karierze, zostaje w przeszłości. Teraz wyłącznie liczy się to, jak będzie sobie radził u nas.” – powiedział w Desporto Ao Minuto

Czyżby Anderson nie przykładał się do treningów? Tego nie wiemy dokładnie.

Dalsze losy

Od 8 listopada do 15 stycznia skrzydłowy nie rozegrał ani jednej minuty w lidze (a w okresie 08.11 – 03.01 jego nazwisko nie widniało nawet w karcie meczowej). Występował tylko w pucharach – w Lidze Mistrzów zagrał 63 minuty z Olympiakosem, w Taça de Portugal Placard 61 minut przeciwko trzecioligowcom z Fabril (asysta Andersona) i w Allianz Cup 45 minut z Paços Ferreira. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza dla Brazylijczyka.

Sporo szumu narobiła siostra Andersona, która na początku marca opublikowała na Instagramie zdjęcie, na którym Felipe ćwiczy we własnym domu mając na sobie koszulkę „The Hammers”

Całość odnosi się do domniemanego skrócenia wypożyczenia skrzydłowego do Portugalii. Wszelkie domysły związane ze zdjęciem zostały szybko utemperowane (zdjęcie pochodzi najprawdopodobniej sprzed tego sezonu, o czym może wskazywać koszulka Brazylijczyka), ale mimo tego temat powrotu Andersona na London Stadium nie ucichł.

Pikanterii wszystkiemu dodał fakt, że od listopada to właśnie Juliana Gomes (siostra Brazylijczyka) odpowiada za wszystkie sprawy związane z piłkarzem – także te wizerunkowe. W jej oficjalnym oświadczeniu mogliśmy przeczytać:

„Felipe trafił do Portugalii przez ludzi, z którymi już nie współpracuje. Tylko ja – Juliana Gomes – mogę reprezentować jego interesy i się o nich wypowiadać. Spotkam się z przedstawicielami klubu (FC Porto), by przedstawić im charakterystykę nowej sytuacji. Postaram się zrozumieć, czy jest coś, co Felipe może zrobić, by zabrać się za to, co miał pierwotnie robić w Portugalii – grać w piłkę i pomagać FC Porto”

Co dalej?

FC Porto czeka bardzo intensywna końcówka sezonu. Klub nie walczy już o mistrzostwo Portugalii (wszystkim ligowym rywalom odjechał Sporting) – musi patrzeć się za siebie w tabeli, by utrzymać się w czołowej trójce, która daje szanse występów w następnym sezonie Ligi Mistrzów (pierwsze dwa miejsca bezpośrednio awansują do fazy grupowej, a drużyna z trzeciej lokaty musi jeszcze przebrnąć eliminacje).

Właśnie w Lidze Mistrzów Porto sprawiło największą niespodziankę – sensacyjnie wyeliminowało w 1/8 finału Juventus z Cristiano Ronaldo w składzie. W ćwierćfinale Smoki trafiły na Chelsea Thomasa Tuchela. Mimo, że to rywal bardzo trudny, to Portugalczycy pokazali, że żaden przeciwnik im nie straszny. Czy w obliczu tak ważnych meczów Conceicao będzie stawiał na niepewnego Andersona, zważając jeszcze na to, jakim zaufaniem darzy swoich aktualnych skrzydłowych – Otavio i Jesusa Coronę? Portugalska przyszłość Felipe maluje się w czarnych barwach.

Co fiasko Andersona w Porto oznacza dla West Hamu? Przede wszystkim – spadek zainteresowania piłkarzem i jego potencjalnym transferem. Wartość Felipe Andersona od roku regularnie maleje – w marcu 2020 Brazylijczyk zanotował spadek o 5 milionów, w kwietniu o 8, a w lipcu o 7. W najnowszej aktualizacji (styczeń 2021) skrzydłowy jest wyceniany na zaledwie 18 milionów euro, co mocno kontrastuje z kwotą, za jaką został sprowadzony na London Stadium w 2019 roku (blisko 40 milionów euro).

Pozostaje tylko liczyć na cudowne odrodzenie Brazylijczyka, bo gdy złapie on wiatr w żagle – nadal potrafi czarować na boisku.