Podział punktów w spotkaniu West Hamu z Chelsea może być traktowany dwojako. Z jednej strony zawsze to wartościowy punkt w walce o utrzymanie. Z drugiej słuszne jest zadanie pytania kiedy Młoty miałyby pokonać The Blues jak nie teraz? Patrząc jednak na fakty, remis to remis i jednocześnie jest to czwarty kolejny mecz bez porażki biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, w lidze ostatnia porażka przypadła w połowie stycznia. I jeśli jest coś, czemu można przypisać zarówno wczorajszy remis w starciu z Chelsea, jak i ogólną poprawę dyspozycji zespołu Moyesa, jedną z odpowiedzi mogą być wahadła.
Gdy mówimy o pierwszej części sezonu ciężko jest nie mówić o urazach. Nayef Aguerd, wzmocnienie, które wymarzył sobie David Moyes, wypadł od razu po rozpoczęciu okresu przygotowawczego. Kurt Zouma nie słynie z bycia najzdrowszym obrońcą na świecie. Ponadto, można wspomnieć o mniejszych lub większych kontuzjach odnoszonych przez Lucasa Paquetę (który notabene wczoraj także zszedł z kontuzją), Gianlucę Scamaccę czy obniżkę formy Vladimira Coufala oraz Tomasa Soucka i nieszczęście gotowe. W gruncie rzeczy defensywa Młotów, która liczbowo i tak nie prezentowała się najgorzej, nie była w stanie funkcjonować na odpowiednim poziomie. W istocie, choćby przez długotrwałą kontuzję Nayefa Aguerda, trochę na swój wymarzony blok defensywny musiał poczekać David Moyes. Ale gdy już się doczekał, wszystko było tak, jak być powinno: czyste konto w dwubramkowym zwycięstwie z Evertonem.
Gdy ktoś się zastanawia, która pozycja pozwala osiągnąć największą przewagę w nowoczesnym futbolu, zapewne duża część myśli będzie poświęcona bocznym obrońcom. Wystarczy wspomnieć domowy mecz z Manchesterem City, gdzie Kyle Walker będąc prawym obrońcą na papierze, rozrywał szyki defensywne Młotów będąc w rzeczywistości środkowym pomocnikiem. A prawda jest taka, że dopóki boki obrony – na przykład w meczu z Chelsea – nie dawały odpowiedniej jakości, ciężko było West Hamowi myśleć o udanych rezultatach. Idealnie obrazuje to wczorajszy mecz na Olympic Stadium, gdzie wahadła, czyli Coufal i Emerson, odegrały kluczową rolę w akcjach ofensywnych.
Things you love to see ❤️
Congratulations to Emerson and his partner 🙌 pic.twitter.com/EdOw8ygXcl
— West Ham United (@WestHam) February 12, 2023
Zresztą nie tylko w starciu z Chelsea było to widać. Pierwsza dogodna sytuacja w spotkaniu z Newcastle (strzał Benrahmy) wzięła się z odbioru Vladimira Coufala. Gol Paquety? Strzelony po rożnym, ale warto pamiętać, że ten stały fragment był pokłosiem dobrego zachowania w ofensywie Emersona Palmieriego. W spotkaniu z zespołem Pottera, gdzie podobnie jak na St. James’ Park West Ham słabo wszedł w mecz niemal całkowicie oddając inicjatywę The Blues, zagrożenie rozpoczęło się w momencie, gdy Coufal i Emerson poszli do przodu. Wcześniej z przodu zostawiony był sam sobie Antonio z Bowenem (który w najlepszej formie nie jest) i co za tym idzie, cały West Ham był zupełnie niegroźny. Dopiero od około 20 minuty, od momentu, gdy do ofensywy zaczęły włączać się właśnie wahadłowi, pod bramką Kepy można było wyczuć pewną nerwowość. Konsekwencją tego była bramka, która idealnie to oddaje: wrzutka Coufala, co prawda przedłużona, ale jednak zakończona przez Emersona. Wahadło do wahadła i 1:1. Ostatecznie biorąc pod uwagę wszystkich członków drużyny Moyesa, w meczu z Chelsea najwięcej podań zaliczył Vladimir Coufal, zaś od Emersona częściej zagrywali (poza Czechem rzecz jasna) tylko Rice i Aguerd.
Wnioski? Jeśli wahadła są w formie, West Ham stać na wiele. I oczywiście, mecz z Chelsea mógł się potoczyć zupełnie inaczej i w jedną, i w drugą stronę. Chelsea mogła zdobyć spokojnie więcej niż gola mając pełną kontrolę na początku meczu, zaś West Hamowi niewiele brakło do strzelenia bramki na 2:1 w końcówce po strzale Soucka (który chwilę później mógł być antybohaterem, gdyby jego ręce przyjrzał się VAR). Prawda jest jednak taka, że oglądając nawet skrót ze starcia z The Blues widać, że w każdej groźnej sytuacji bierze udział albo Emerson, albo Coufal (albo obaj, jak przy bramce). Jednak takie swobodne zapędzanie się na połowę rywali bocznych obrońców Młotów jest możliwe jedynie przy ustawieniu z trójką stoperów z tyłu. To właśnie ta formacja pozwoliła ostatnio odzyskać stabilność West Hamowi.
Formacja | Liczba meczów | Zwycięstwa | Remisy | Porażki | średnio punktów/mecz |
„4” z tyłu | 15 | 3 | 2 | 10 | 0,73 |
„3” z tyłu | 8 | 2 | 2 | 4 | 1 |
Przede wszystkim taka formacja umożliwia lepszą asekurację. Przy Emersonie, piłkarzu niezłym w defensywie (choć nie bezbłędnym), ale też aktywnym w ataku, należy korzystać właśnie z takiej formuły, bo Cresswell raczej na odpowiednim poziomie grać już nie będzie (głównie decydują tu aspekty motoryczne). Jednocześnie piłkarzy takich jak Włoch jest więcej: Thilo Kehrerowi również zdarza się zaliczyć pomyłkę, zaś fundamentem do sukcesu jest z reguły defensywa. Czy dożyjemy kiedyś czasów, gdzie West Ham będzie grać ładnie i efektownie? Może tak, ale nie będzie to raczej w najbliższym czasie. Ostatnie spotkania, z Chelsea, Newcastle, Evertonem, gdzie Młoty zdobyły pięć punktów na dziewięć możliwych, pokazały, że trójka z tyłu i wahadła pozwalają myśleć o rywalizacji z każdym. Czy ten trend się utrzyma na resztę sezonu? O tym się przekonamy. Za tydzień starcie z kolejnym rywalem z topu, Tottenhamem, który także gra systemem z trzema stoperami. Pozostaje nic, tylko szlifować to, co dotychczas działało całkiem nieźle.