W ubiegłą niedzielę drużyna West Hamu United zremisowała u siebie z Aston Villą 1:1 po bramkach Watkinsa i Benrahmy. Przez większość meczu drużyna Davida Moyesa zdawała się kontrolować jego przebieg i kwestią czasu miało być strzelenie drugiej, czy potem trzeciej bramki. Niestety po raz kolejny zabrakło konkretów pod bramką Emiliano Martineza, który ostatecznie piłkę z siatki wyjmował tylko raz – po bardzo dobrze wykonanym karnym Saida Benrahmy. Jednak z perspektywy trybun można było dostrzec bardzo dużo niezdecydowania, prostych błędów, często braku pomysłu na rozegranie akcji. Jak wygląda gra West Hamu, kiedy ogląda się ją przez 90 minut na trybunach London Stadium?
Dane mi było obejrzeć spotkanie z przyjezdnymi z Birmingham na trybunach London Stadium. David Moyes wystawił na to spotkanie najbardziej optymalny skład. Jedynym małym zaskoczeniem było danie szansy Kehrerowi na prawej obronie, co jednak w obliczu tragicznego występu Bena Johnsona w meczu z Brighton, było uzasadnione. Nadzieje przed meczem były bardzo duże, ponieważ drużyna musiała co najmniej zremisować, by wydostać się ze strefy spadkowej. Jednak wszyscy kibice oczekiwali zwycięstwa, które byłoby bardzo dobrą reakcją, po lekcji gry nowoczesnego futbolu, który dała podopiecznym szkockiego menadżera drużyna z The Amex. W środku tygodnia West Ham rozegrał mecz z cypryjską Larnacą w ramach 1/8 finału Ligi Konferencji Europy. Mimo tego, że byłoby to spotkanie wyjazdowe, to wygrana w nim była formalnością dla Młotów. Prawdziwy test formy po zwycięstwach 4:0 i takiej samej porażce, miał przyjść w meczu z Aston Villą. Spotkanie to miało pokazać, czy West Ham jest w stanie poradzić z wyżej notowaną drużyną, będąc w strefie spadkowej.
Bardzo dobra pierwsza połowa i jeden błąd
W gruncie rzeczy pierwsza połowa w wykonaniu gospodarzy była bardzo dobra, poza jedną akcją Aston Villi… Jest to trochę definicja tego sezonu w wykonaniu West Hamu. Gra może wygląda nieźle, ale często brakuje komunikacji, skupienia w najważniejszych momentach i wtedy przeciwnik bezlitośnie wykorzystuje błędy Młotów. I nie inaczej było wtedy, gdy zabrakło porozumienia w polu karnym Areoli, na czym skorzystał Ollie Watkins dając przyjezdnym prowadzenie. Obrona spisywała się całkiem dobrze, poza tym, że David Moyes nie umiał odpowiednio zareagować w trakcie meczu. W pierwszej połowie wszystkie groźne akcji Aston Villi przebiegały przez Alexa Moreno, który kompletnie niepilnowany, dostawał prostopadłe podanie i obiegał Thilo Kehrera, który był skupiony na pilnowaniu Jacoba Ramseya, czy Emiliano Buendii. Boczni obrońcy West Hamu byli ustawieni za wąsko, przez co boczni obrońcy The Villans swobodnie mogli oskrzydlać akcje swojej drużyny. Na szczęście oprócz gola, zakończyło się to tylko jednym groźnym strzałem, który również oddał Watkins.
West Ham zaś dążył do tego, by wykorzystać to, że boczni obrońcy przeciwników angażowali się w akcje ofensywne. Jarrod Bowen i Said Benrahma wyglądali bardzo dobrze i wygrywali większość pojedynków. Gol dla West Hamu padł po rzucie karnym, gdy w polu karnym został sfaulowany Lucas Paqueta. West Ham atakował, jednak brakowało konkretów. Dużo strzałów, nie przekładały się na bezpośrednie zagrożenie bramki Martineza, gdyż większość groźnych uderzeń, leciało obok bramki. W pierwszej połowie Aston Villa była zdominowana przez gospodarzy, którzy jednak nie umieli podwyższyć prowadzenia.
Powolna walka o zwycięstwo
Druga połowa była zdecydowanie bardziej wyrównana, lecz to drużyna Moyesa miała więcej szans na zwycięstwo. Strzały Benrahmy czy Bowena znowu jednak mijały bramkę Martineza, albo Argentyńczyk je spokojnie wyłapywał. The Villans się odgryzali wykorzystując świeżo wprowadzonego Bertranda Traore, przez co kilka razy musiał interweniować Alphonse Areola. Dużym problem West Hamu był brak wykorzystania Danny’ego Ingsa. Były gracz niedzielnych przeciwników znajdował się kompletnie poza grą. Skrzętnie pilnowany przez obrońców Aston Villi nie był w stanie odnaleźć miejsca by oddać uderzenie. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1:1 po dobrym i zaciętym spotkaniu, a o wyniku zdecydowały proste błędy i brak decyzyjności ofensywnych graczy West Hamu, którzy nie byli w stanie z gry pokonać Emiliano Martineza. Bardzo zmęczeni Bowen i Benrahma walczyli do samego końca, jednak nie dawali już sobie tak łatwo rady, gdy Unai Emery zmienił Matty’ego Casha i Alexa Moreno na Lucasa Digne i Ashleya Younga. Niewidoczni Rice i Soucek nie mogli wesprzeć ofensywnych graczy, sami popełniając proste błędy i tracąc piłki. Wynik ten ostatecznie trzeba uznać za stratę dwóch punktów, gdyż West Ham zdecydowanie było stać na osiągnięcie lepszego wyniku niż remis.
Architekci straty punktów – zawiodła decyzyjność, taktyka i znowu David Moyes
Gdy swego czasu reprezentację Polski prowadził Paulo Sousa, to po jego bardzo kontrowersyjnym i nieprofesjonalnym rozstaniu z kadrą, nazwany został ,,siwym bajerantem”. Powodem tego, był fakt, że z jednej strony bajerował polskich kibiców jaka to polska reprezentacja nie będzie, a z drugiej reprezentacja zajęła ostatnie miejsce w grupie na Euro, a trener w tajemnicy przed związkiem dogadywał się z innymi pracodawcami. Teraz, już bez żadnych wątpliwości, takie miano można również przyznać Davidowi Moyesowi. W wywiadach mówi jedno, a na boisku nic się nie zmienia. Ciągle jest przez niego prowadzona narracja, że widzi poprawę i gra będzie wyglądać lepiej, a tak naprawdę na dłuższą metę, mimo zmian formacji i taktyk, wyniki są podobne – czyli nieprzekonywujące, a często tragiczne. Dużo Moyes zmienia, ale czasami brakuje najważniejszej zmiany, czyli wprowadzenia świeżych zawodników. W meczu z Aston Villą zrobił 2 zmiany z czego jedną w 85 minucie. Tacy zawodnicy jak Lanzini i Scamacca od pewnego czasu grają zaledwie epizodyczne role w drużynie West Hamu. U Szkota brakuje odpowiedniej reakcji na boiskowe wydarzenia. Taktyka West Hamu uległa zmianie dopiero w 85 minucie, czyli kiedy z grania skrzydłami West Ham przeszedł na prostopadłe, długie piłki na Corneta(który pojawił się za Ingsa). Benrahma i Bowen, czyli zawodnicy, na których gra West Hamu się cały mecz opierała, byli wykończeni, ale nie zostali zmienieni. Trudno się dziwić też doniesieniom o niezadowoleniu Gianluci Scamacci, który nawet nie ma możliwości, by udowodnić wartość. Zamiast wprowadzić Corneta za zmęczonego Saida, albo Jarroda i Włocha za Ingsa, to Moyes na napastnika wybrał Iworyjczyka, który zagrał w Premier League pierwszy raz od października. Frustracja kibiców przekracza skalę, ale menadżer dalej twierdzi, że jest super i będzie jeszcze lepiej, tylko muszą nauczyć się wykorzystywać sytuacje. Logiczne jednak wydaje się, że jeśli Bowen, Benrahma, Ings, Paqueta nie umieją znaleźć drogi do bramki, to po to na ławce są Fornals, Lanzini, Scamacca, Cornet, by, wpuszczając ich odpowiednio wcześnie, dać im szansę na zmianę wyniku. Jedyną taką zmianą był Fornals za Brazylijczyka, a i tak było to podyktowane, według Moyesa, obawą przed czerwoną kartką dla Paquety. Oczywiście, trzeba powiedzieć, że gdyby Benrahma był celniejszy, a Bowen bardziej zdecydowany, to zwycięski gol mógłby paść(na przykład, gdy Bowen przedryblował trzech obrońców, ale strzału nie oddał). Zwycięstwo w tym meczu było bardzo ważne i widać było, że zawodnikom bardzo na tym zależało, ale Moyesowi remis zdawał się wystarczać patrząc na to, że nie chciał wykorzystać potencjału piłkarzy, których ma na ławce, a także, że podejmował bardzo spóźnione decyzje dotyczące zmiany taktyki.
Obejrzenie meczu na London Stadium było wspaniałym przeżyciem. Jednak dopiero wtedy też widać na żywo, że mimo tego, że West Ham optycznie wydawał się przeważać, to Aston Villa miała więcej posiadania piłki, liczbę wykonanych podań, procent celnych podań. Londyńczycy zaś mieli więcej strzałów(również celnych) i zdecydowanie więcej rzutów rożnych. Jednak zarówno brak zagrożenia ze stałych fragmentów, jak i jakość oddanych strzałów, sprawiają, że nie można w tym widzieć specjalnej przewagi. Napastnicy West Hamu też często nie pilnowali linii spalonego, gdyż sędzia odgwizdał aż 6 pozycji spalonych(dla porównania Aston Villa tylko raz z tego powodu straciła akcję). O braku zwycięstwa przesądziły decyzje Moyesa i brak dokładności i konkretów graczy West Hamu. Udało się co prawda wyjść ze strefy spadkowej, ale tylko dzięki lepszemu bilansowi bramek. Młoty, po rewanżu z Larnacą w czwartek, czeka przerwa od grania aż do kwietnia. Trzeba mieć nadzieję, że może wtedy zmianie ulegnie podejście Moyesa, a także poprawa mentalności graczy West Hamu, którzy umiejętności mają bardzo dobre, a czasami zawodzi decyzyjność. O ile w drużynę wierzą wszyscy, tak w Moyesa już mało kto(poza zarządem).