Młoty przegrały na wyjeździe z drużyną Burnley 0:2. Podopieczni Manuela Pellegriniego tym samy kończą bardzo dobry grudzień w nie najlepszym stylu. W niedzielę gospodarze byli drużyną dużo lepszą i zasłużenie zgarnęli upragnione trzy punkty. Bramki dla Burnley strzelali Chris Wood i Dwight McNeil.

Przed meczem wydawało się, że West Ham jest skazany na zwycięstwo. Burnley okupuje dolną część tabeli, zaś The Hammers już jakiś czas temu wyszli z dołka i w zadziwiającym tempie pną się w górę w tabeli Premier League. Niestety nasza drużyna w niedzielę skutecznie nam przypomniała, że mimo przebłysków, przed nami wciąż sporo pracy.

Manuel Pellegrini wystawił silną jedenastkę, z powracającym po kontuzji Marko Arnautovicem w pierwszym składzie.

Niestety skład wyglądał dobrze tylko „na papierze”. Już od pierwszych minut gospodarze nas zdominowali i piłkarze, którzy do tej pory zachwycali tacy jak Anderson, Arnautovic czy Snodgrass, w niedzielę po prostu nie istnieli.

Pierwszy gol padł w 15. minucie spotkania. Skuteczna kontra piłkarzy Burnley, długie podanie w pole karne, zgranie głową do dobrze ustawionego w polu karnym Chrisa Wooda. Napastnik zdołał przyjąć piłkę i mocny uderzeniem zmieścić ją pod poprzeczką. 

Gospodarze po zdobyciu gola nie zwolnili tempa. Swoje szanse mieli Mee i McNeil ale brakowało im skuteczności.

Minuty mijały a Młoty wciąż nie potrafiły się otrząsnąć. Wykorzystali to piłkarze Burnley w 34. minucie meczu. Zamieszanie w polu karnym, złe wybicie piłki Ogbonny i futbolówka trafiła prosto pod nogi rywala. Dośrodkowanie na długi słupek, akcję zamykał McNeil i pewnym strzałem pokonał Fabiańskiego.

Przed przerwą mogło być 3:0. Barnes świetnie dośrodkował do osamotnionego pod bramką McNeila. Ten jednak minął się z piłką o centymetry.

Piłkarze West Hamu schodzili do szatni ze spuszczonymi głowami. Wydawało się jednak, że mecz jest jeszcze do uratowania. Nie raz już przecież bywało, że po słabej pierwszej połowie trener zmieniał nastawienie drużyny i w drugiej części oglądaliśmy zupełnie nowy West Ham.

Niestety, nie tym razem.

Manuel Pellegrini dokonał w przerwie dwóch zmian. W miejsce niewidocznego Lucasa Pereza wszedł Andy Carroll, a Roberta Snodgrassa zmienił Grady Diangana.

Nie dało to jednak drastycznej zmiany. Diangana co prawda ożywił trochę naszą grę na skrzydle, jednak gospodarze wciąż nas konsekwentnie punktowali. Nie mam na myśli kolejnych goli ale skuteczne odbiory, utrzymywanie się przy piłce, generalnie – kontrolę wydarzeń na boisku.

W 54. minucie w sytuacji sam na sam znalazł się Chris Wood. Napastnik Burnley uwielbia strzelać bramki Młotom, jednak na szczęście tym razem przestrzelił.

Młoty ożywiły się w okolicach 67. minuty. Od tego momentu graliśmy nieco bardziej ofensywnie i widać było próby odrobienia wyniku. Najpierw po akcji z rzutu rożnego, na bramkę sprzed pola karnego uderzał Carroll. Piłkę jednak złapał pewnie bramkarz. Później strzału z dystansu spróbował Anderson, jednak piłka przeleciała nad poprzeczką.

W 74. minucie na boisku pojawił się Xande Silva. Wszedł w miejsce Marko Arnautovica, który nie może zaliczyć tego meczu do udanych. Silva dziesięć minut po swoim wejściu miał szansę na zdobycie bramki. Młody napastnik dostał dobre podanie od Felipe Andersona, uderzył z dystansu, piłka odbiła się jeszcze po drodze od obrońcy i przeleciała obok bramki.

W końcówce drużyny stworzyły sobie jeszcze po jednej dogodnej sytuacji. Najpierw w 86. minucie strzelał Barnes, jednak nadział się na świetną obronę Fabiańskiego. Chwilę później Aaron Cresswell posłał cudowne dośrodkowanie do Andy’ego Carrolla, ten uderzył mocno na bramkę, jednak skuteczną paradą popisał się Tom Heaton.

Do końcowego gwizdka wynik nie uległ zmianie. Młoty w niedzielę zawiodły, jednak warto pamiętać, że to początki budowania nowego West Hamu. Od początku sezonu zrobiliśmy ogromny progres i zdobyliśmy sporo cennych punktów w grudniu. Miejmy nadzieję, że z czasem przyjdzie tez regularność.