Największy glow – up w Premier League z sezonu na sezon? Prawdopodobnie większość z neutralnych kibiców ligi angielskiej po 11 seriach gier obecnej kampanii ligowej wskazałaby Crystal Palace jako zespół, który najbardziej rozwinął się w przeciągu lata, to Orły Patricka Vieiry wyglądają co najmniej imponująco na starcie obecnych rozgrywek. Jest jednak jeszcze jedna ekipa, która powinna zwrócić nasza uwagę pod względem progresu: Wolverhampton. Ekipa Wolves z pozoru gra tak jak w poprzednich latach: znów czaruje Raul Jimenez, trener, którego imię kończy się na -uno prowadzi ich w górę tabeli, a fani znów mają prawo marzyć o europejskich pucharach. Jak grają podopieczni Bruno Lage’a i czego się po nich spodziewać?
Ustawienie
Ustawienie 3-4-3 kojarzyliśmy z Wolverhampton już wcześniej, za kadencji Nuno Espirito Santo. Matt Doherty i Jonny choćby w sezonie 19/20 stworzyli naprawdę świetny duet wahadłowych, ale w obliczu odejścia pierwszego i urazu drugiego Nuno postanowił, że w ubiegłej kampanii postawi na formację 4-2-3-1. Można powiedzieć zatem, że Bruno Lage wraca do korzeni stawiając na trójkę stoperów, aczkolwiek z pewnością póki co osiąga wyniki na tyle satysfakcjonujące, by myśleć, że Portugalczyk ma w tym aspekcie rację.
Tak zatem wygląda domyślne ustawienie Wilków:
O ile w zespole Leeds czy Liverpoolu w stosunku do grafiki przedmeczowej dochodziło mnóstwo zmian jeśli chodzi o podstawową formację zespołu, to w Wolverhampton tak naprawdę wszystko wygląda w miarę podobnie po rozpoczęciu meczu, może z wyjątkiem tego, że Raul Jimenez coraz częściej cofa się między linie rywala, co sprawia, że formacja Wolves zmienia się w 3-4-1-2.
Bruno Lage – specjalista od dobrych zmian
Zacznijmy od postaci szkoleniowca Wilków. Trzeba przyznać, że jeśli wyróżnia się jedną konkretną cechą na tle swoich kolegów po fachu to jest to przede wszystkim poprawienie swoich zespołów z dnia na dzień. Gdy przejmował Benficę w styczniu 2019 roku Porto było pewniakiem do zgarnięcia tytułu mistrzowskiego. Jednak drużyna z Estadio da Luz była w stanie wygrać 18 na 19 meczów od momentu przejęcia przez Bruno Lage’a ani razu nie przegrywając, czym zapewniła sobie tytuł mistrzowski. Co więcej, podczas swojego pierwszego pół roku zakończonego mistrzostwem Portugalii Benfica Lage’a była w stanie:
– 14 razy strzelić 3 lub więcej goli
– osiągnąć średnią bramkową 3.78/mecz
– strzelić 72 gole (w 19 meczach).
Powiedzieć, że to imponujące statystyki to jak nic nie powiedzieć. Te liczby są kosmiczne i to trzeba powiedzieć wprost. Podobnie z resztą wyglądało to w Wolverhampton, choć tutaj pojawiły się pierwsze wątpliwości: w pierwszych trzech kolejkach Wilki zdobyły 0 punktów przegrywając trzykrotnie. Piłkarze Lage’a jednak przechodzili najważniejszy egzamin, czyli tzw. test oka. Reprezentacji Jerzego Brzęczka nie lubiliśmy za toporny styl mimo wyników, z kolei Wolverhampton na początku sezonu można było uwielbiać za efektowną grę, nawet jeśli zaczęli sezon od falstartu punktowego.
Ok, ale co z tego? Gdzie są konkrety? Zatem służę pomocą.
Wolverhampton podczas pierwszych dziewięciu kolejek:
Zespół | xG z otwartej gry | Gole |
Liverpool | 18,7 | 21 |
Man City | 16,4 | 16 |
Chelsea | 12,3 | 16 |
West Ham | 11 | 11 |
Wolves | 10,6 | 5 |
Można się sprzeczać jak wygląda na ten moment prawdziwe top4, ale patrząc nawet na obecną tabelę widnieją w niej zespoły Chelsea, Liverpoolu, Manchesteru City i West Hamu. Wolves wykreowało na początku tego sezonu mniej klarownych szans jedynie od wielkiej czwórki i to chyba najlepszy znak tego, jak zmieniła się ekipa Wilków. Z drużyny topornej, która w ubiegłym sezonie strzeliła jedynie 36 goli (mniej jedynie spadkowicze i Burnley), a jej xG stało na 16. Miejscu w lidze Wolverhampton zmieniło się w drużynę z ofensywnym polotem, która jest w stanie stłamsić nawet zespoły teoretycznie o lepsze (jak na początku sezonu Leicester, Manchester United czy Tottenham, przed trzema tygodniami Everton).
Nie ilość, a jakość
Jednak coś przestało działać w ekipie Wolverhampton. O ile na początku wszystko wyglądało imponująco, a pierwsze 3 mecze (w tym zwłaszcza ten z Tottenhamem) dały sporo emocji ze względu na ilość wykreowanych przez piłkarzy Lage’a sytuacji, o tyle im dalej w las tym gorzej. Paradoksalnie jednak, choć gracze Wolverhampton nie są aż tak skuteczni jeśli chodzi o ilość stworzonych szans, to dużo bardziej efektywnie zamieniają je na gole, a ponadto, co ważniejsze, na punkty. Z pierwszych trzech meczów, gdzie stworzyli najwięcej szans wywieźli 0 punktów, podczas gdy w kolejnych 8 kolejkach zdobyli 16 punktów na 24 możliwe.
Co więcej, ciekawym aspektem są także statystyki odnośnie skuteczności piłkarzy Wolves: z pierwszych 82 strzałów na bramkę rywali do siatki wpadły tylko 2, co dawało wynik 2.4% skuteczności. Z kolei w kolejnych 29 strzałach padło 7 goli (24% skuteczności). Kto zatem odpowiada za strzelane gole w ekipie z Molineux?
Kane & Son w wersji demo
Poprzedni rok był dla Wilków ciężki. Bez kibiców, bez goli, coś się wypaliło. Odszedł Diogo Jota, który w Liverpoolu pokazuje, że jest zawodnikiem regularnie trafiającym do siatki. Dodatkowo kontuzji czaszki doznał Raul Jimenez, co pozostawiło drużynę Wolverhampton tak naprawdę bez napastnika i najlepszego strzelca, co oczywiście odbiło się na wyniku bramkowym. Teraz, choć goli nie jest wcale szczególnie dużo więcej, na Molineux działa całkowicie nowy system w ofensywie.
Raul Jimenez, co nie powinno być niespodzianką, znów jest postacią kluczową jeśli chodzi o Wilki i ich ataki. Choć teraz nie jest to superstrzelec – przynajmniej na razie. Bruno Lage zmienił Meksykanina w coś pomiędzy napastnikiem, a pomocnikiem. Być może zrobił to patrząc na jego uraz i możliwy lęk przed bardziej agresywnym atakowaniem piłki w szesnastce rywali. Na ten moment jednak Jimenez przypomina bardzo Harry’ego Kane’a, o którym pisałem w analizie Tottenhamu: jest to cofająca się pod grę dziewiątka, która tym samym stwarza wolną przestrzeń za swoimi plecami.
Tutaj przy okazji należy napomknąć o najważniejszej, zdaniem Lage’a, rzeczy podczas gry w ofensywie: aby umieć odnaleźć przestrzeń między liniami. Dlatego też Lage tak pragnął ściągnąć na Molineux swojego rodaka, Francisco Trincao: gracz wypożyczony z Barcelony przy całej jego chaotyczności i nieskuteczności jest świetny jeśli chodzi o znajdowanie się między liniami rywala. Tak samo dobrze odnajduje się w takich sytuacjach Raul Jimenez, a Wilki bardzo często – jak np. w starciu z Evertonem – są w stanie wykorzystać niespójność zespołu rywala.
Jednak co tak naprawdę stwarza okazje piłkarzom Wolves? Dobrym przykładem będzie mecz z Newcastle United, wygrany 2:1.
Sytuacja przed golem otwierającym wynik tego spotkania: Raul Jimenez jest między liniami Newcastle United. Pozycja napastnika rok temu byłaby nieobstawiona ze względu na obecność w składzie typuwych skrzydłowych grających przy liniach bocznych (np. Adama Traore), jednak obecnie Wilki mają w swoim składzie kogoś, kto zapewnia im alternatywę dla cofającego się Jimeneza. Hwang, o którym mowa to typowy przykład bocznego napastnika, kogoś w stylu Hueng Mina Sona czy Sadio Mane. Ustawiony szeroko na początku później ścina i zbiega w pole karne do piłek prostopadłych zagrywanych z głębi pola. Do tego jest zabójczo skuteczny: dotychczas jego skuteczność w Premier League to 100%. 4 strzały celne, 4 gole. Po raz kolejny można porównać ten układ do Tottenhamu i Kane’a oraz Sona. Działa to podobnie.
Drugi, tym razem zwycięski gol dla Wolverhampton padł wedle tego samego schematu: Jimenez znów jest między liniami. Udaje mu się odwrócić z piłką przy nodze. To oznacza, że Hwang rusza w kierunku wolnej przestrzeni, a następnie kończy akcję golem.
Każdy cal wolnej przestrzeni między liniami rywali gracze Lage’a są w stanie wykorzystać. Jeśli przyjdzie West Hamowi się bronić (co jest prawdopodobne), ekipa Moyesa powinna być przede wszystkim kompaktowa. Patrząc w kalendarz i widząc, że za tydzień mecz z Manchesterem City można potraktować spotkanie z Wolverhampton jako rozgrzewkę.
Jimenez jak ojczyzna
To, ile znaczy dla Wolverhampton Raul Jimenez fani Wilków byli w stanie docenić dopiero w ubiegłym sezonie. Tak jak pisał Adam Mickiewicz w inwokacji w „Panu Tadeuszu”: ojczyznę docenia tylko ten, kto ją stracił. Podobnie jest z Jimenezem, który nagle, po tym jak wypadł na blisko 8 miesięcy z powodu kontuzji czaszki, okazał się absolutnie kluczowym piłkarzem zespołu z Molineux. I choć ostatnio zdobył już 50. gola w barwach Wilków w tym sezonie Meksykanin gra kompletnie inaczej niż jeszcze rok temu.
Raul Jimenez jednak nie jest tym samym piłkarzem. Gra mniej agresywnie, jest mniej skuteczny i nie jest to jeszcze (albo może już?) taki killer, jakim był przed urazem. I pokazują to liczby. Nigdy wcześniej w swojej karierze w Anglii nie oddawał tak małej ilości strzałów w przeliczeniu na 90 minut jak w obecnej kampanii, tylko w jednym sezonie (14/15, Atletico Madryt) strzelał średnio mniej goli na mecz niż obecnie (0,20 gola/mecz).
Z drugiej strony jest jednak jego obecność w ofensywie Wilków. O jego istocie jeśli chodzi o budowanie akcji Wolverhampton pisałem już powyżej, ale wkład byłego piłkarza Benfici jest zauważalny praktycznie na każdym polu, co widać poniżej:
Przed kontuzją | Po kontuzji |
Kluczowe podanie co 164 minuty | Kluczowe podanie co 36 minut |
2,41 shot creating actions/90 minut | 3,19 shot creating actions/90 minut |
Ponadto, jego średnia celność podań spadła. Lecz nie jest to wynik jego mniejszego skupienia czy też obniżenia standardów, a większego zaangażowania w kreowanie sytuacji strzeleckich kolegom. Im częściej Jimenez próbuje zagrać piłkę w uliczkę, tym częściej zdarzają się niecelne próby.
Widoczna jest zatem przemiana Jimeneza z typowej dziewiątki w coraz bardziej popularny model fałszywego napastnika. To od Meksykanina wszystko w ekipie Wolverhampton zależy i to on dyktuje tempo gry w finalnej tercji boiska. Jeśli na kogoś trzeba szczególnie uważać to właśnie na Jimeneza.
Gdzie West Ham może ukłuć Wolverhampton?
W obecnym futbolu bieganie liczy się bardziej niż kiedykolwiek. Piłkarze to roboty i ten, kto jest szybszy, bardziej dynamiczny i zdecydowany w doskoku przy stracie piłki wygrywa mecze. A tak się składa, że piłkarze West Hamu są jednymi z najciężej pracujących na tle całej Premier League i plasują się w czołówce zespołów z największym pokonanym dystansem w lidze. Z drugiej strony jest Wolverhampton: ekipa Lage’a znajduje się na 17. Miejscu jeśli chodzi o zarówno pokonany dystans oraz ilość sprintów. Zatem z pewnością gracze Moyesa już na początku mają przewagę, która płynie przede wszystkim z ich wytrzymałości.
Ponadto, co jeszcze ważniejsze, ale też związane z wytrzymałością: najważniejsze dla West Hamu będzie przetrwać początkowy napór Wilków. Piłkarze z Molineux bardzo często najmocniej atakują w pierwszych połowach, czego dowodem może być mecz z Evertonem, gdzie gracze Lage’a byli w stanie stłamsić The Toffees na ich połowie w ciągu pierwszych 30 minut, ale im dłużej trwał mecz tym gorzej to wyglądało dla Wolves. Podobnie było w starciu np. z Leeds, gdzie druga połowa to już kompletna dominacja zespołu Bielsy. A co może napawać optymizmem fanów Młotów? Otóż West Ham jest liderem całej ligi jeśli chodzi o wyniki po przerwie: 14 punktów, ani jednej porażki w drugich połowach i zaledwie 2 gole stracone po przerwie. Nawet patrząc na ostatni spektakl w wykoaniu graczy Moyesa w meczu z Liverpoolem można odnieść wrażenie, że West Ham w drugich połowach jest zwyczajnie nie do pokonania. I to powinno być sporym atutem w starciu z Wolverhampton, które gra wręcz odwrotnie: im dłużej, tym słabiej.
Czas zacząć maraton!
Mimo tego, że Wilki są zespołem absolutnie lepszym od swojej wersji jeszcze sprzed roku to West Ham jest murowanym faworytem tego starcia. Lepsza organizacja, skuteczność, a przede wszystkim stabilność w grze. Piłkarze Moyesa przyzwyczaili fanów do pewnego poziomu, poniżej którego nie schodzą, co powinno skutkować zdobyciem 3 punktów w sobotę. Po ostatniej kolejce i wygranej z Liverpoolem chyba każdy kibic Młotów wierzy w powiedzenie „sky is the limit”, a żeby marzenia o finiszu w top4 stały się jak najbardziej realne trzeba wygrywać w okresie świątecznym. Mecz z Wolverhampton jest zatem o tyle istotny, że otwiera serię 13 meczów do końca roku. Kiedy jak nie teraz dobrze nastawić się na najbliższe tygodnie?