Ciężko cokolwiek pisać po meczu z Wolverhampton. To miało być spotkanie na przełamanie. Kiedy zdobyć pierwsze punkty jak nie z beniaminkiem u siebie? Niestety nasi rywale okazali się w sobotę lepsi i wrócili z Londynu z kompletem punktów.
Manuel Pellegrini delikatnie przetasował skład jednak generalnie konsekwentnie stawia na tych samych piłkarzy. Niestety i tym razem nie pojawiła się chemia pomiędzy naszymi zawodnikami. Znowu jedynym zawodnikiem, którego możnaby za coś chwalić był Łukasz Fabiański.
Pierwsza część meczu mogła zmęczyć nawet najbardziej zagorzałych kibiców. Nie działo się zbyt wiele, gra toczyła sięgłównie w środku pola.
W pierwszych minutach co prawda pokazaliśmy pazur i chęci wygrania tego meczu. W 4, minucie ładnym strzałem popisał się Anderson, ale dobrze wybronił Rui Patricio. Jeszcze była szansa na dobitkę, jednak piłkę wybili obrońcy na rzut rożny.
Swoje szanse mieli Antonio, Snodgrass z rzutu wolnego, jednak to tyle jeśli chodzi o stwarzanie zagrożenia pod bramką rywala. Akcje były jakby efektem przypadku. Żaden piłkarz nie chciał wziąć na siebie jakiegokolwiek ryzyka i odpowiedzialności za grę. Nasi zawodnicy stali sztywno na swoich pozycjach świetnie pokryci przez rywali. Ten kto dostał piłkę, nie bardzo mógł cokolwiek z nią zrobić. Często kończyło się na podaniach do tyłu co gwizdami kwitowała publiczność.
Manuel Pellegrini widział, że ofensywa nie działa i na drugą połowę w miejsce Roberta Snodgrassa wprowadził na boisko Yarmolenkę.
Dobrą akcję West Hau oglądaliśmy w 51. minucie meczu. Wspomniany Yarmolenko dostał piłkę w polu karnym. Szykował się do strzału jednak ubiegł go obrońca. Skończyło się na rzucie rożnym. Po dośrodkowaniu strzału głową próbował Balbuena jednak nie trafił czysto w piłkę
Chwilę później mieliśmy spore zamieszanie w polu karnym Wolves. W efekcie Arnautovic dostał piłkę trzy metry przed bramką. Był mocno zasłonięty więc ciężko było oddać celny strzał. Ponownie musieli interweniować obrońcy.
W 60. minucie meczu Aaron Cresswell bardzo brutalnie sfaulował rywala przed polem karnym. Uderzenie łokciem mogło skończyć się czerwoną kartką jednak sędzia na szczęście nie był aż tak radykalny w swojej decyzji. Podanie z rzutu wolnego, głową strzelał Jimenez, jednak świetnie wybronił Fabiański.
Kilka minut później na boisko wszedł Pedro Obiang w miejsce Jacka Wilshere’a.
W dalszej części gry dwukrotnie przed stratą bramki ratował nas Fabiański. Pellegrini dokonał ostatniej zmiany: w miejsce Antonio wszedł Chicharito. Nieco ożywienia do linii pomocy wprowadził Obiang, który nawet popisał się dość groźnym strzałem z dystansu. Niestety piłka przeleciała obok słupka. Dobrze wiemy, że Obiang potrafi uderzyć z dystansu.
Na dziesięć minut przed końcem Raul Jimenez dostał idealną piłkę w polu karnym. Znalazł się w sytuacji sam na sam jednak źle przyjął i zgubił futbolówkę. W rewanżu Młoty wyprowadziły groźną akcję długim podaniem do przodu. Piłkę przejął Arnautovic i pobiegł sam na bramkę. Świetnie zwiódł obrońcę w polu karnym, wypracował sobie pozycję, uderzył jednak piłka trafiła prosto w twarz Rui Patricio. Bramkarz Wolves długo nie mógł się pozbierać po tym knock oucie jednak na pewno na koniec dnia bardzo się cieszył, że właśnie tak skończyła się ta sytuacja. Ta akcja mogła zmienić losy meczu.
Niestety „game changerem” okazała się akcja Wolves z doliczonego czasu gry. Carlos Sanchez w dziecinny sposób stracił piłkę na własnej połowie. Wykorzystali to goście. Szybkie podanie, piłka trafiła do Adamy Traore. Ten nie marnuje takich szans. Uderzył celnie i zdobył bramkę dla swojego zespołu.
Chwilę później sędzia zakończył mecz. West Ham przegrywa czwarty mecz z rzędu i jest na ostatnim miejscu w tabeli z zerowym dorobkiem punktowym. Sezon jeszcze długi jednak tak słabego startu nie pamiętam. Przez chwilę wydawało się, że układanka Pellegriniego zaczyna powoli (bardzo powoli) funkcjonować. Niestety dzisiejszy mecz pokazał, że wciąż jesteśmy w lesie jeśli chodzi o taktykę i podejście mentalne.
W bardzo trudnej sytuacji jest nasz menedżer. Pellegrini to człowiek, który w futbolu osiągnął bardzo wiele. Dzięki temu kibice obdarzyli go sporym kredytem zaufania i nawet w obliczu słabych wyników, nie obwiniali trenera tylko zawodników. Dzisiejszy mecz może być moim zdaniem momentem przełomowym. Wydaje mi się, że Pellegrini w końcu poczuje presję, która jest oczywiście czymś naturalnym na jego stanowisku. Może to właśnie koniec taryfy ulgowej dla trenera będzie receptą na poprawę wyników? Przekonamy się już w kolejnym meczu z Evertonem.