Zapraszamy do zapoznania się felietonem Kevina Slade’a, który publikuje swoje teksty na stronie thewesthamway.co.uk z ramienia „Sex, Drugs & Carlton Cole”.

Jakby świat West Hamu United nie był wystarczająco wyczerpujący, piszę ten artykuł w rozpaczliwej nadziei, że uda mi się znaleźć coś pozytywnego do opublikowania. Niewygodna prawda jest taka, że w obecnym momencie w naszym klubie nie ma nic pozytywnego – wszystko jest toksyczne od stóp do głów, wzdłuż i wszerz. Jeśli ktokolwiek powedziałby mi dwa lata temu, że znajdziemy się w takiej sytuacji zarówno na boisku jak i poza nim, to zjadłbym swoją czapkę z emblematem Sex Drugs & Carlton Cole. Na murawie znajdowaliśmy się już w podobnej sytuacji wiele, wiele razy. Posiadając karnet kibica przez 26 lat widziałem dwa spadki do niższej ligi, Bóg wie ile walk o pozostanie w lidze, widziałem, jak nasi najlepsi zawodnicy byli karceni za nic oraz jak przegrywaliśmy wiele, wiele spotkań. To, co trzymało klub przez te wszystkie lata to nasi fani. Najlepsi kibice na świecie. Kibice, którzy nie ważne gdzie byli, z kim byli, czuli, że wciąż są częścią czegoś niesamowicie specjalnego. Czegoś tak specjalnego, że nie można tego ubrać w słowa, czegoś, co zrozumieją tylko ci, którzy są częścią nas. Pamiętam, jak chodziłem na Upton Park i tydzień w tydzień widziałem te same twarze. Nigdy nie zamieniłem nawet jednego słowa z większością tych ludzi przez cały czas, jak uczęszczałem na naszą staruszkę, jednak zawsze witaliśmy się ze sobą skinieniem głowy. Zarówno na wyjeździe jak i na meczach domowych. Widywałem też Billa Gardenera (lidera I.C.F.) każdego tygodnia i znowu – witaliśmy się ze sobą skinieniem głowy. Tacy kibice jak Bill wspierają klub dłużej ode mnie, ale przechodzimy razem przez te same emocje – głównie te złe, ale zdażały się też momenty małej chwały. Nigdy nie zamieniłem z Billem ani jednego słowa, ale tak właśnie funkcjonujemy w West Hamie. Wszyscy jesteśmy częścią czegoś wielkiego. Nie ważne, jak słynne jest Twoje nazwisko, czy jesteś lokalną legendą czy nie, wszyscy tworzymy West Ham i jesteśmy sobie równi. Spójrzmy prawdzie w oczy – oprócz jednego sezonu na dziesięć, w którym gramy ponad nasze możliwości, zawsze byliśmy gówniani na boisku. Jednak poza murawą zawsze byliśmy najlepszą grupą kibiców. Nosimy się z klasą i godność, umiemy dać czadu, ale przede wszystkim, pojedziemy na drugi koniec kuli ziemskiej by wspierać naszych chłopców – nawet bez biletu. Co mnie najbardziej smuci to to, że mój najstraszniejszy koszmar staje się rzeczywistością i że widzę, iż to powolutku następuje…

Po porażce ze Swansea nasze środowisko się wściekło, słusznie z resztą. Social Media stały się forpocztą do rozładowywania złości i frustracji, głównie dlatego, że wystarczy tylko chwycić telefon i zacząć pisać. Poziom gry naszej drużny był haniebny, a ja osobiście wskazuję palcem na menadżera i zawodników. O mojej opinii porozmawiamy sobie w naszym środowym radio show.

Tuż po meczu zrobiłem mały rekonesans na Twitterze i muszę powiedzieć, że nigdy jeszcze nie widziałem naszych kibiców tak głęboko podzielonych. Fani West Hamu zawsze mieli odmienne opinie i głupcem jest ten, kto uważa odwrotnie. Nigdy jednak nie odzywaliśmy się do siebie w tak brudny sposób, nie wyzywaliśmy się na pojedynki, a co najważniejsze – nigdy nie groziliśmy sobie nawzajem. Kiedy przenosiliśmy się na Stadion Olimpijski byłem jednym z tych, którzy mówili: „Możecie odebrać nam nasz dom i zmienić herb, ale nigdy nie zniszczycie naszej kibicowskiej wspólnoty”… niestety wygląda na to, że to się właśnie dzieje… Najbardziej frustruje mnie, że nie mogę wskazać przyczyny tego stanu rzeczy! Czy to przez zarząd? Piłkarzy? Menadżera? Cokolwiek jest przyczyną my MUSIMY trzymać się razem, ponieważ bez siebie nawzajem – co nam pozostaje? J*bać to wszystko. Musimy być West Hamem, którego wszyscy znają i kochają. Wszyscy słyszeliśmy historie naszych dziadków i ojców na temat tego, dlaczego ten klub jest taki wyjątkowy i nie możemy pozwolić, by to umarło. Jesteśmy odpowiedzialni za ochronę tego klubu – nie David Sullivan, nie David Gold, nie Karren Brady, nie zawodnicy, nie stadion. Oni przez kilka lat mogą się stąd nie ruszać, ale nie będą tutaj trwać wiecznie. To my jesteśmy na czele klubu i kiedy umrzemy, nasze dzieci będą kontynuowały tradycję, a później ich dzieci i tak dalej.

Kiedy rozmawiam o West Hamie z moją córką, bardzo rzadko mówię jej, że musi wspierać West Ham bo jesteśmy najlepsi. Mówię jej, że bycie częścią West Hamu United jest czymś więcej niż kibicowaniem klubowi. To styl życia. Moi dziadkowie się z tym urodzili. Mój ojciec też. Ja także, a teraz jeszcze moja córka. Mamy wrodzone w sobie coś, bez czego nie wyobrażalibyśmy sobie życia. Wszyscy w mojej rodzinie wywodzimy się z proletariatu, który dbał o swoich bliskich, a to było integralne z West Hamem. Nie kibicujemy West Hamowi z wyboru, mamy to we krwi. Więc proszę, jeśli to czytasz, to zastanów się nad  tym, co właśnie zostało zniszczone. Czy zarząd zostanie, czy odejdzie, szanujmy swoje opinie, gdyż ostatecznie wszyscy jesteśmy gotowi zginąć za ten klub i jedziemy na tym samym wózku. Tylko my możemy ocalić naszą reputację. Tylko my możemy zachować nasze dziedzictwo najlepszych kibiców. Nigdy nie mieliśmy wielu chwil chwały i często cierpieliśmy. Ale zawsze, zawsze mieliśmy siebie. I właśnie to utrzymuje ten klub przy życiu, ponieważ bez nas, nie byłoby niczego! Przyznaję, że zespół gra obecnie tragicznie, ale musimy ich wspierać, żeby przetrwać ten gorący sezon. Też mam tego dosyć, ale to, co czyni nas innymi od kibiców Spurs, Chelsea, Arsenalu itd to fakt, że jeśli jest źle, to dalej tam k*rwa jesteśmy i wspieramy naszych. Deszcz czy śnieg – jesteśmy tam!

COYI! ⚒