Po sromotnej porażce 0-6 w derbowym starciu z Arsenalem wśród kibiców West Hamu słychać coraz więcej głosów pragnących zwolnienia Davida Moyesa. Czy Szkot nadal może być pewien swojej posady?

W 2024 Młoty jeszcze ani razu nie triumfowały. Ostatnia wygrana zespołu Moyesa miała miejsce jeszcze w okresie świątecznym, kiedy za sprawą trafień Součka i Mavropanosa West Ham pokonał Arsenal i wywiózł cenne trzy punkty z wyjazdu na Emirates Stadium. Od tego czasu drużyna co najwyżej remisowała, a także odpadła z rozgrywek FA Cup po przegranym meczu rewanżowym z Bristol City. Czy era Moyesa wkrótce dobiegnie końca?

Po dobrej pierwszej połowie sezonu coraz więcej mówiło się, że zarząd jest zadowolony z wyników szkoleniowca i nowy kontrakt pozostaje kwestią czasu. West Ham na półmetku bieżącej kampanii zajmował 6. miejsce w tabeli Premier League, tracąc zaledwie 4 punkty do strefy umożliwiającej udział w Lidze Mistrzów. Ponadto, bez większych problemów awansował do fazy 1/8 finału Ligi Europy oraz nadal był w grze o Puchar Anglii.

Sprawnie działający mechanizm przestał funkcjonować wraz z nadejściem nowego roku. Od tego czasu drużyna przestała prosperować, a David Moyes nie może znaleźć sposobu, aby ją naprowadzić na właściwe tory. Jego podopieczni od początku stycznia zremisowali z Brighton, Sheffield United oraz Bournemouth, a także dwukrotnie musieli uznać widoczną wyższość rywali – Manchesteru United (0-3) oraz Arsenalu (0-6). Wiele do życzenia pozostawiał także styl piłkarzy West Hamu, bowiem w każdym ze spotkań wyglądali na ekipę znacznie słabszą, mniej zgraną, a swoim podejściem nie stanowili dla przeciwników żadnego zagrożenia. Piłka prezentowana przez The Hammers to klasyczny przykład taktyki „Moyesball – nacisk na defensywę, gra na wyczekanie, ataki z kontry. Nic więc dziwnego, że wielu kibiców nie czerpie już żadnej satysfakcji z oglądania swoich ulubieńców.

W świetle ostatnich tygodni, czego możemy się spodziewać ze strony Sullivana i spółki? Na dobrą sprawę, temat pozostaje jedną wielką niewiadomą.

Jeszcze kilkanaście dni temu media oraz sam Moyes informowali, że porozumienie na linii klub-trener jest coraz bliższe wypracowania. Szkoleniowiec otwarcie mówił podczas konferencji prasowych, że jest chętny do dalszej współpracy, a negocjacje toczą się w dobrej atmosferze. Od tego czasu jednak trochę się pozmieniało – West Ham zaczął grać gorzej i przestał punktować, wobec czego nastawienie zarządu uległo zmianie.

Rozmaite źródła donoszą, że David Sullivan na ten moment planuje wstrzymać dalsze rozmowy, a także zaczął badać grunt pod ewentualną zmianę menadżera. Do publicznej wiadomości trafiła także plotka, że prezes rozważał zakończenie kadencji Moyesa już wcześniej, w kwietniu 2023 roku. Młoty również miały problem z regularnością, a do tego w przeciągu miesiąca dwukrotnie przegrali tracąc ponad 4 bramki w jednym meczu (v Brighton [0-4], v Newcastle [1-5]). Kandydatami do zastąpienia Szkota wówczas byli dobrze znany wszystkim fanom Slaven Bilić, a także legendarny Mark Noble, dla którego byłby to debiut w roli trenera. Moyes jednak przebrnął przez trudny okres i „dowiózł” zespół do końca sezonu, triumfując po drodze w rozgrywkach Ligi Konferencji Europy.

Kto więc mógłby zastąpić 60-latka w obecnych realiach? Dziennikarze prześcigają się w podawaniu coraz to nowszych nazwisk, aczkolwiek wśród nich można wymienić najczęściej wspominanych faworytów. Są to:

  • Graham Potter (bezrobotny – dawniej Chelsea, Brighton),
  • Rúben Amorim (Sporting CP, 2. miejsce w Liga Portugal),
  • Michael Carrick (Middlesbrough, 12. miejsce w Championship),
  • Paulo Fonseca (LOSC Lille, 5. miejsce w Ligue 1),
  • Will Still (Stade de Reims, 9. miejsce w Ligue 1).

Wyżej wymieniona piątka łączona jest z West Hamem od dłuższego czasu, lecz na ten moment trudno jest wskazać lidera w wyścigu o fotel trenerski na London Stadium.

Najbliższe tygodnie dla The Hammers będą kluczowe w skali całego sezonu. Przed zespołem starcia z Nottingham, Brentford, Evertonem oraz Burnley, dlatego jest to dobra okazja do zdobycia cennych punktów. Do drużyny najpewniej powrócą także Lucas Paquetá oraz Michail Antonio, dlatego widać niewielkie światełko w tunelu.