W tym meczu było wszystko. Fatalna gra West Hamu w pierwszej połowie, mozolne podnoszenie się po stracie bramki, walka w środku pola i przepiękne gole piłkarzy Młotów. Podopieczni Slavena Bilicia po przerwie wyszli na boisko jak nowo narodzeni i trudno jest nie przypisać za to zasługi właśnie naszemu szkoleniowcowi. Jednak we wtorek, bohater był tylko jeden. Dimitri Payet. Francuz zdobył bramkę wyrównującą, gdy nikt się tego nie spodziewał. Chwilę później piękną asystą dał nam prowadzenie. Działo zwieńczył Enner Valencia cudowną bramką z rzutu wolnego. West Ham pokonał Bournemouth 3:1 i jest na 5. pozycji w tabeli Premier League.

Nie można naszym rywalom odmówić walki. Gospodarze strzelili nam bramkę już w 17. minucie spotkania i dzielnie bronili tego wyniku. Byłem niemal pewien, że w końcu przyszedł czas na porażkę. Tak to zazwyczaj bywa, że z drużynami, nazwijmy to – niepozornymi, tracimy punkty, szczególnie na trudnym terenie. Nie tym razem. W drugiej połowie rzut wolny tuż przed polem karnym Dimitri Payet zamienił na bramkę i od tego momentu zaczęła się dobra gra. Enner Valencia dołożył dwa trafienia i West Ham mógł świętować kolejne już zwycięstwo w Premier League.

post

Aż chciałoby się opowiedzieć o tym meczu od końca i pominąć fatalną pierwszą połowę. Zrobię to jednak po kolei.

Pierwsza minuta spotkania – świetne podanie w pole karne do wybiegającego Antonio, ten w efekcie znalazł się sam na sam z bramkarzem. Artur Boruc jednak zachował się przytomnie i wybił piłkę przed siebie. To mogła być bardzo szybko strzelona bramka. Na zegarze była chyba 24. sekunda. Śmiała akcja ofensywna rozegrana tak wcześnie, pozwalała spodziewać się dominacji Młotów. Nic bardziej mylnego.

Piłkarze West Hamu w pierwszych minutach grali co prawda odważnie, prowadzili grę i utrzymywali się przy piłce, jednak akcje nie stwarzały realnego zagrożenia pod bramką Boruca. W 10. minucie osamotniony Andy Carroll przejął piłkę na wysokości środka boiska, wyprowadził futbolówkę i pognał z nią skrzydłem w stronę bramki. Nie, nie pomyliłem nazwisk. Naprawdę był to Andy Carroll. Przyznam, że byłem w szoku. Nie wiedziałem, że nasz napastnik potrafi takie rzeczy. Będąc już przy linii końcowej, Anglik dośrodkował piłkę w pole karne. Tam jednak wybił ją obrońca gospodarzy.

Niestety chwilę później Carroll doznał kontuzji i był zmuszony opuścić boisko. Wiele tu można napisać. Wszyscy wiemy, że to nie pierwszy raz naszego piłkarza i nie dziwię się kibicom, że są sfrustrowani częstymi kontuzjami Carrolla. Sytuacja nie wygląda dobrze i Slaven Bilić moim zdaniem powinien pomyśleć nad alternatywą dla swojego rosłego napastnika. Carroll nie jest obecnie zawodnikiem na którym można opierać plany na przyszłość. Nie mówię tu o jego formie – bo w ostatnim czasie moim zdaniem spisywał się całkiem dobrze, jednak o sytuacji zdrowotnej.

No chyba, że chcemy oglądać na szpicy Nikicę Jelavicia. Tak, wiem – Chorwat strzelił bramkę z Wolverhampton. Brawa, wielkie brawa. Jednak nadal – to nie jest zawodnik na taką drużynę jak West Ham. Może rok temu, może dwa lata temu. Ale nie teraz, gdy gramy naprawdę dobry futbol. Tak, to właśnie Jelavić wszedł na boisko za Andy’ego Carrolla. W zasadzie nie muszę nic więcej pisać o tym piłkarzu. Nikica był totalnie niewidoczny, ewidentnie nie miał pomysłu na siebie, a jego koledzy też nie bardzo mu ufali.

Duże NIE z mojej strony dla Jelavicia. Dzięki za tego gola z Wolves, bo być może dzięki tej bramce coś fajnego ugramy w pucharze. Nie ma jednak zgody na tak leniwą grę na szpicy, jaką pokazał Jelavić we wtorek.

Wróćmy jednak do meczu. Niestety w 17. minucie spotkania padła bramka dla gospodarzy. Harry Arter przyjął piłkę tuż przed polem karnym, zwiódł dwóch obrońców i uderzył z dystansu na bramkę Adriana. Przyznam, że byłem przekonany że nasz bramkarz poradzi sobie z tym strzałem. Piłka jednak po rękach Adriana wpadła do siatki. Myślę, że tego gola można uznać za wpadkę Adriana, jednak z uwagi na fakt, że to pierwsza taka wpadka od bardzo długiego czasu – nie będę się na ten temat rozpisywał.

Zapomniałem dodać na początku – w ekipie Wisienek, od pierwszych minut swój debiut rozgrywał Benik Afobe. Napastnik kilka dni temu przeszedł do AFC Bournemouth z Wolverhampton Wanderers. Anglik miał swoje szanse na podwyższenie prowadzenia. W 20. minucie meczu po dośrodkowaniu z krótko rozegranego rzutu rożnego, Afobe uderzył piłkę głową, jednak ta przeleciała tuż nad bramką Adriana. Było blisko. Napastnik The Cherries był słabo kryty i gdyby spokojniej uderzył, West Ham przegrywałby już 0:2.

W 33. minucie oglądaliśmy kolejną świetną sytuację Afobe. Piłkarz dostał piłkę w polu karnym i wyszedł sam na sam z bramkarzem. Tuż przed strzałem zgubił jednak piłkę i tę szybko wyłapał Adrian.

Po dłuższym czasie zastoju, w 37. minucie w końcu piłkarze West Hamu stworzyli jakieś zagrożenie pod bramką Artura Boruca. Dimitri Payet świetnie podał na skrzydło do wychodzącego Nikicy Jelavicia. Chorwat prawdopodobnie chciał dośrodkować, lecz piłka odbiła się od pleców obrońcy i poleciała prosto w stronę bramki. Artur Boruc popisał się jednak świetnym refleksem i wybił futbolówkę na rzut rożny.

Chwilę później mieliśmy jeszcze okazję z rożnego. Pika trafiła na głowę Collinsa, ten zgrał do Tomkinsa a Anglik uderzył nogą tuż nad poprzeczką.

Pierwsza połowa zakończyła się świetną okazją Dimitriego Payeta. Nasi piłkarze przejęli piłkę po błędzie obrony i Dimitri Payet wespół z Nikicą Jelaviciem ruszyli na bramkę. Payet ostatecznie nie podał do swojego kolegi z zespołu, lecz wypracował sobie pozycję i uderzył na bramkę Boruca. Piłkę odbił jednak bramkarz.

Nasi piłkarze schodzili do szatni w nie najlepszych humorach. Przegrywaliśmy 0:1, Andy Carroll doznał kontuzji. wydawało się że nie może być gorzej.

Nie wiem co Slaven Bilić powiedział swoim piłkarzom w szatni, ale wyszli po przerwie na boisko jak nowo narodzeni.

W 48. minucie obudził nam się nieco Antonio. Anglik świetnie zszedł ze skrzydła do środka i uderzył piłkę na bramkę. Niestety tuż obok słupka. Pięć minut później swoją szansę na gola miał Enner Valencia. Reprezentant Ekwadoru zgubił jednak piłkę w polu karnym. W tym momencie zapisałem sobie w notatkach „Valencia nie wygląda za dobrze”. Po tym co wydarzyło się chwilę później, było mi trochę wstyd…

Bramka wyrównująca przyszła w 67. minucie. Nie przyszła oczywiście sama. Strzelił ją Dimitri Payet z rzutu wolnego. Gol – stadiony świata.

payet3

payet4

Ależ poczułem ulgę, gdy piłka wpadła do siatki. Do tego momentu był to mecz w którym nic nie szło. Jak się później okazało, gol Payeta odblokował naszym piłkarzom celowniki.

W 75. minucie oglądaliśmy już kolejną bramkę. Payet przyjął piłkę na skrzydle, zwiódł obrońcę i zszedł do środka. Będąc blisko bramki, mądrze dośrodkował piłkę do niepilnowanego Ennera Valencii. Piłkarz, który tego dnia naprawdę niczym do tego momentu nie błysnął, uderzył futbolówkę z pierwszej piłki nie dając jakichkolwiek szans Arturowi Borucowi na obronę.

Chwilę później Dimitri Payet zszedł z boiska. W jego miejscu pojawił się Alex Song.

W międzyczasie próbował wyrównać nasz były piłkarz Junior Stanislas. Piłka po jego strzale trafiła w rękę Angelo Ogbonny, który był w tym momencie w polu karnym. Sędzia nie podyktował jednak rzutu karnego. Moim zdaniem – sytuacja byłą sporna. Z jednej strony – ręka to ręka. Z drugiej – nie było tu jakiegoś „nienaturalnego” wystawienia ręki. Ogbonna został w rękę trafiony. Gdyby nie jego ręka, piłka i tak odbiłaby się od tułowia.

Nie ma co rozpamiętywać – sędzia karnego nie podyktował. W 84. minucie było już 3:1. Kolejny rzut wolny, tym razem kąt był nieco bardziej ostry. Pod nieobecność Payeta, do piłki podszedł Valencia. Nasz zawodnik po profesorsku podkręcił piłkę, ta przeleciała nad murem. Artur Boruc ponownie nie miał szans.

valencia

Po stracie trzeciego gola, gospodarze stracili nieco chęć do gry. Podopieczni Slavena Bilicia kontrolowali grę i nie oddali już prowadzenia.

Dzięki korzystnym wynikom w pozostałych meczach, znaleźliśmy się na 5. pozycji w tabeli Premier League.

Ten sezon podoba mi się coraz bardziej.