Piłkarze West Hamu pokonali na własnym stadionie drużynę AFC Bournemouth 1:0. Zwycięską bramkę dla Młotów zdobył Michail Antonio.
Ciężko powiedzieć, że to była wymarzona inauguracja nowego stadionu w Premier League. Gra Młotów pozostawiała wiele do życzenia, lecz ostatecznie to gospodarze wynieśli z tego spotkania 3 punkty. Slaven Bilić przed meczem miał tradycyjnie już nie lada problem z zestawieniem pierwszej jedenastki. Ze składu wypadł nagle Andy Carroll. Nasz menedżer nie uwzględnił w kadrze meczowej Dimitri’ego Payeta, który wraca po kontuzji. Francuz nie był jeszcze gotowy na grę – sztab nie chce rzucić go na głęboką wodę zbyt wcześnie.
Na szpicy zobaczyliśmy Ennera Valencię. Piłkarz nie spisywał się ostatnio zbyt dobrze i była to dla niego świetna okazja na udowodnienie, że zasługuje na miejsce w pierwszej jedenastce.
Od pierwszych minut to Młoty były stroną bardziej aktywną. Rywal w pierwszej połowie prezentował się naprawdę słabo. Goście nie stworzyli praktycznie żadnej groźnej sytuacji pod bramką Adriana.
Bardzo aktywni na skrzydłach byli Michail Antonio i Gokhan Tore. Były momenty, że tracili piłkę, zdarzało im się zagrać bez pomysłu. Jednak to dzięki nim tworzyliśmy akcje ofensywne a z tym bywały problemy w ostatnich meczach.
W 19. minucie wspomniany Antonio popisał się świetnym rajdem. Minął obrońcę, podał w pole karne do Valencii, ten uderzył lecz jego strzał został zablokowany przez obrońców.
Chwilę później oglądaliśmy już rajd Tore. Turek pobiegł skrzydłem i zszedł do środka w stronę pola karnego. Obrońca przy interwencji faulował tuż przy linii pola karnego. Dobra odległośc do strzału z rzutu wolnego. Do piłki podszedł sam poszkodowany, lecz piłka trafiła w mur.
Jak pokazały powtórki Tore był faulowany dosłownie na linii pola karnego. Oznacza to, że sędzia powinien podyktować rzut karny a nie wolny.
W końcówce pierwszej połowy doczekaliśmy się dobrej akcji indywidualnej w wykonaniu Ennera Valencii. Nasz napastnik ruszył sam w pole karne, minął obrońcę i uderzył. Piłkę jednak wyłapał bramkarz.
Do końca pierwszej połowy utrzymał się bezbramkowy wynik.
W drugiej części meczu nasi rywale jakby odżyli. Do tej pory zupełnie niegroźne Bournemouth zaczęło konstruować akcje ofensywne a nawet oddawać strzały. Pierwszy oglądaliśmy w 49. minucie. Strzał z dystansu po ziemi wybronił jednak Adrian.
Blisko bramki na 0:1 było w 51. minucie. Ibe dostał świetną piłkę w polu karnym. Mógł strzelać jednak zdecydował się na podanie do środka. Na szczęście w ostatniej chwili piłkę zablokował James Collins.
W okolicach 60. minuty w końcu Młoty wróciły do głosu. W roli głównej ponownie duet Antonio – Tore. Antonio podawał ze skrzydła, akcję zamykał Tore, uderzył efektownym wolejem jednak tuż obok bramki.
W międzyczasie za Valencię wszedł Jonathan Calleri.
Przełomowym momentem w meczu była 78. minuta, kiedy to Harry Arter obejrzał drugą żółtą kartkę. Pomocnik faulował Cheikhou Kouyate i sędzia nie miał wątpliwości.
W przewadze grało się Młotom zdecydowanie łatwiej. Na bramkęnie musieliśmy długo czekać. Gokhan Tore dośrodkował piłkę, akcję zamykał Michail Antonio i w swoim stylu wpakował piłkę do siatki.
To nie był jednak koniec emocji. W doliczonym czasie gry obie drużyny miały jeszcze swoje szanse na gola. Najpierw po pozornie niegroźnym rzucie z autu, goście doszli do sytuacji strzeleckiej. Sytuacja sam na sam, jednak piękną interwencją popisał się Adrian.
Bournemouth rzuciło wszystkie siły na atak. Młoty mogły to wykorzystać w ostatnich sekundach meczu. Sam z piłką na bramkę pobiegł Jonathan Calleri. Argentyńczyk miał dużo swobody. Wbiegł w pole karne, oddał strzał, jednak piłka przeleciała obok słupka.
Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1:0. W grze jest jeszcze wiele do poprawy, ale wynik jak najbardziej cieszy. Miejmy nadzieję, że to dopiero początek i Młoty będą rozkręcać się z meczu na mecz.