Młoty zremisowały bezbramkowo z drużyną Stoke City. Bardzo przyjemnie oglądało się naszą grę defensywną, jednak kolejny mecz nie potrafimy znaleźć drogi do bramki przeciwnika.
Ze względu na kontuzje Slaven Bilić musiał nieco zamieszać w składzie. West Ham zagrał trzema środkowymi obrońcami, zaś z przodu zobaczyliśmy tercet Ayew, Lanzini, Calleri.
W pierwszych minutach obie drużyny grały nieco niemrawo. Dopiero w 9. minucie meczu oglądaliśmy groźną sytuację. Arnautovic ładnie podał w pole karne do Berahino. Ten przyjął piłkę, uderzył, jednak dobrze w tej sytuacji zachował się Winston Reid.
Dziesięć minut później ponownie Reid uratował drużynę przed stratą bramki. I tym razem atakującym był Berahino. Nasz obrońca w decydującym momencie odebrał napastnikowi piłkę nie dopuszczając do strzału.
Po niemrawym początku w do głosu w końcu doszli goście. W 25. minucie sędzia odgwizdał rzut wolny blisko pola karnego. Do piłki podszedł Lanzini, dośrodkował w pole karne, tam dobrze ustawiony był Fonte. Obrońca uderzył, jednak jego strzał zablokował obrońca. Skończyło się tylko na rzucie rożnym.
Chwilę później mieliśmy wyśmienitą okazję, by wyjść na prowadzenie. Dobrze skrzydłem wyszedł Fernandes, miał dużo miejsca. Wypatrzył w środku Calleri’ego, posłał mocne podanie. Argentyńczyk uderzył z pierwszej piłki jednak futbolówka poszybowała wysoko ponad poprzeczką.
W 32. minucie świetne dośrodkowanie posłał Masuaku. W polu karnym był dobrze ustawiony Ayew, uderzył efektowną przewrotką jednak bramkarz stanął w tej sytuacji na wysokości zadania.
Pod koniec pierwszej połowy ponownie blisko zdobycia bramki był Jonathan Calleri. Piekną piłkę pod pole karne posłał do Argentyńczyka James Collins. Calleri przyjął i podał do środka. Piłkę zablokowali obrońcy jednak ta trafiła ponownie do Calleri’ego. Napastnik próbował jeszcze strzału raboną, jednak i tym razem obrona Stoke się spisała.
D przerwy 0:0, jednak nasza gra wyglądała zdecydowanie lepiej niż gospodarzy.
W drugiej połowie na boisku pojawił się Aaron Cresswell. Wszedł w miejsce Arthura Masuaku.
Młoty kontynuowały dość ofensywną grę. Swoje szanse mieli Kouyate (strzał z dystansu), Fonte (ponownie chybiona główka po podaniu Lanzini’ego z rzutu wolnego), jednak piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do bramki.
Gospodarze dali o sobie znać w 60 minucie. Dwa groźne strzały z dystansu i dwie pewne interwencje Adriana. Cztery minuty później w roli głównej był już bramkarz gospodarzy – Jack Butland. Najpierw obronił mocny strzał Andre Ayew, chwilę później dobijał głową Lanzini ale i tym razem górą był bramkarz.
W końcowych minutach gospodarze wypracowali sobie przewagę i kilka razy zagrozili naszej bramce. W międzyczasie Slaven Bilić przeprowadził dość defensywne zmiany (Noble za Ayew i Snodgrass za Calleri’ego). Przyznam, że zdziwiły mnie te decyzje – Młoty były w gazie i potrzebowały raczej kopa w ofensywie niż wzmocnienia linii pomocy.
Sędzia doliczył do regulaminowego czasu 4 minuty. Swojej szansy na późne zwycięstwo szukali piłkarze Stoke, jednak ostatecznie skończyło się na bezbramkowym remisie. Młoty kolejny raz zachowały czyste konto. W ofensywie jednak wyraźnie brakuje nam kogoś skutecznego jak chociażby Antonio czy Carroll.