Dwa mecze to jeszcze nie reguła, ale chyba nie przesadzę gdy napiszę, że West Ham powoli wyrasta na ligowego pogromcę wielkich marek. Podopieczni Slavena Bilicia zagrali genialny mecz na Anfield Road i odnieśli pewne zwycięstwo nad gospodarzami. Bramki dla Młotów strzelali Manuel Lanzini, Mark Noble i Diafra Sakho.

Przed sobotnim meczem z Liverpoolem tylko niepoprawni optymiści spodziewali się dobrego wyniku West Hamu. Młoty nie wygrały na Anfield Road od 52 lat. Dodatkowo – w tym sezonie „The Reds” póki co prezentowali dobrą formę. Wygrali dwa mecze, zremisowali jeden, nie stracili żadnej bramki. West Ham – przeciwnie. Po dobrym meczu z Arsenalem, przyszedł czas na żenujące porażki z Leicester i Bournemouth (obie na własnym stadionie). Tym bardziej wynik 3:0 był dla wszystkich sporym szokiem.

Slaven Bilić nieco zmodyfikował wyjściową jedenastkę. Na lewej obronie zagrał James Tomkins. Na pozycji defensywnego pomocnika zobaczyliśmy Pedro Obianga, a w ofensywie Manuela Lanziniego.

LFc_prE

Pierwsza bramka padła już w drugiej minucie meczu. W pole karne dośrodkowywał Dimitri Payet, piłka została wybita przez obrońców, lecz prosto pod nogi Manuela Lanziniego, który pewnym strzałem pokonał bramkarza gospodarzy. Bramka dla West Hamu była zaskoczeniem, ale do końcowego gwizdka zostało sporo czasu. Nawet po tym golu, ciężko było wyrokować, że Młoty dadzą radę tego dnia zdobyć 3 punkty.

Liverpool szybko wziął się do roboty. Pięknym strzałem z dystansu popisał się Firmino. Piłka trafiła jednak w słupek i wyszła w pole. Co ciekawe – Darren Randolph tego dnia był praktycznie bezrobotny. Zawdzięcza to głównie świetnej postawie obrońców, przede wszystkim Jamesa Tomkinsa.

W 16. minucie meczu znowu dał o sobie znać Lanzini. Argentyńczyk przejął piłkę w środku pola i ruszył w efektowny rajd w stronę bramki. Niestety rajd zakończył się niecelnym strzałem. Tak czy inaczej – Lanzini tego dnia był wyróżniającą się postacią. Dynamiczny, świetny technicznie – takich piłkarzy nam trzeba w ofensywie.

Drugi gol padł w 29 minucie spotkania. Bramka została zdobyta dość niespodziewanie. Fatalny błąd popełnił Dejan Lovren, który dał się ograć na skrzydle Manuelowi Lanziniemu. Argentyńczyk przejął piłkę tuż przy linii końcowej, pognał z futbolówką w stronę bramki i w decydującym momencie dośrodkował do Diafry Sakho. Nasz napastnik nie zdołał jednak sięgnąć piłki. Wybili ją obrońcy, lecz ponownie – wprost pod nogi piłkarza West Hamu. Tym razem był to Mark Noble, który technicznym strzałem pokonał bramkarza.

Piłkarze Liverpoolu po stracie drugiej bramki jeszcze bardziej przycisnęli, lecz ich atak pozycyjny za każdym razem kończył się na naszych obrońcach. Do przerwy wynik nie uległ zmianie.

Slaven Bilić nie zdecydował się na zmiany w przerwie. Taka decyzja była jak najbardziej uzasadniona – drużyna grała bardzo dobrze. Świetnie w obronie i skutecznie w ataku – tak jak w meczu z Arenalem.

W 52. minucie Dimitri Payet poczarował z piłką w środku pola. Chcąc ograć Coutinho, zakręcił się w stylu Zinedine’a Zidane’a. „Ruleta” bardzo zaskoczyła piłkarza Liverpoolu. Brazylijczyk spóźnionym wejściem sfaulował Payeta, za co sędzia pokazał mu drugą żółtą kartkę.

Po stracie zawodnika, drużyna Liverpoolu przygasła a mecz stracił swoją dynamikę. Dzięki przewadze liczebnej, piłkarze West Hamu mogli dłużej utrzymywać się przy piłce i zyskiwać cenny czas. Młoty nie ograniczały się jednak wyłącznie do obrony. Kilka świetnych rajdów ofensywnych zaliczył Aaron Cresswell. Po jednym z nich był bardzo bliski zdobycia bramki, lecz na drodze stanął bramkarz gospodarzy. Szansę na gola miał też Winston Reid. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, piłkarz z Nowej Zelandii w swoim stylu uderzył piłkę głową w stronę bramki. Niestety delikatnie za wysoko.

W 78. minucie spotkania stan liczebny piłkarzy na boisku się wyrównał. Po dość zaskakującej decyzji sędziego, Mark Noble zobaczył czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko. Co ciekawe, za dość przypadkowy wślizg nasz piłkarz zobaczył automatyczne czerwo. W praktyce nie miało to znaczenia – Noble i tak miał na koncie żółty kartonik. Jednak decyzja sędziego była niezrozumiała i krzywdząca dla dobrze grającego tego dnia Noble’a.

Co ciekawe – była to już szósta czerwona kartka dla West Hamu w tym sezonie (10 spotkań).

W ostatnich minutach meczu na boisku pojawili się Reece Oxford (za Lanziniego) i Matt Jarvis (za Payeta). Ze względu na wiele opóźnień związanych z kontuzjami i czerwonymi kartkami, sędzia doliczył aż 7 minut. Kibice Liverpoolu na pewno odebrali to jako szansę, na zdobycie choćby kontaktowego gola. Losy meczu potoczyły się jednak zupełnie inaczej.

W doliczonym czasie gry, Diafra Sakho przyjął przypadkową piłkę tuż przed polem karnym. Zastawił się, poczarował po czym uderzył piłkę na bramkę rywali. Bramkarz gospodarzy był totalnie zaskoczony, dzięki czemu na tablicy wyników mieliśmy już 3:0.

Chwilę później Slaven Bilić ściągnął z boiska Diafrę Sakho. W jego miejsce wszedł Josh Cullen. Do ostatniego gwizdka wynik się nie zmienił. West Ham po 52 latach oczekiwania, w końcu wygrał na Anfield Road. Miejmy nadzieję, że mecz z Liverpoolem pokieruje drużynę w stronę stabilizacji formy i nie będzie tylko wyjątkiem od reguły.

lfc_po