Młoty zremisowały na własnym stadionie z drużyną Brighton 2:2. Do przerwy na London Stadium mieliśmy bezbramkowy wynik. Dopiero w drugiej połowie kibice oglądali gole. W 56. minucie prowadzenie gościom dał gol Stephensa, a dwie minuty później trafienie dołożył Duffy. West Ham odpowiedział dwiema bramkami Marko Arnautovica w 66. i 68. minucie.
Po meczu z Burnley (0:2), kibice i piłkarze mieli spory niedosyt. Po bardzo dobrych grudniowych meczach Młotów, podopieczni Manuela Pellegriniego zaskoczyli fatalną postawą na Turf Moor. Mecz z Brighton miał pokazać, że to tylko wypadek przy pracy. Manuel Pellegrini zdecydował się na kilka zmian w składzie. Od pierwszych minut zagrał Andy Carroll, zaś do linii obrony wrócił Pablo Zabaleta. Mark Noble usiadł na ławce, w jego miejscu pojawił się Pedro Obiang.
Zaczęliśmy bardzo słabo. Już w pierwszych minutach goście mieli dwa rzuty rożne po których było groźnie. Najpierw strzał zablokował Obiang, potem piłkę wybronił Fabiański. Rzuty rożne były w środę niewątpliwie najgroźniejszym elementem gry naszych rywali o czym się boleśnie przekonaliśmy w drugiej połowie.
W 13. minucie pierwszy dobry rajd przeprowadził Felipe Anderson. Zgranie do środka do Marko Arnautovica, ten trochę samolubnie uderzył na bramkę z dystansu. Piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką.
Młotom ewidentnie brakowało rozgrywającego. Pod nieobecność Marka Noble’a, w środku nie było nikogo kto wziąłby na siebie ciężar rozgrywania piłki. Z konieczności, futbolówkę próbował dystrybuować do napastników i skrzydłowych Declan Rice, jednak efekt był mizerny. Słabo grali praktycznie wszyscy, nawet Łukaszowi Fabiańskiemu przytrafiło się kilka niecelnych zagrań, co w poprzednich meczach było raczej nie do pomyślenia.
Młoty w pierwszej połowie miały jeszcze 3 szanse na zdobycie gola.
W 24. minucie Snodgrass dograł do środka, Andy Carroll strącił piłkę głową, obrońca Brighton dość nieudolnie próbował ją wybić. W efekcie futbolówka trafiła do Felipe Andersona, dobrze ustawionego w polu karnym Brazylijczyk uderzył z pierwszej piłki, jednak prosto w bramkarza.
Chwilę później indywidualną akcję przeprowadził Arnautovic. Wypracował sobie pozycję, uderzył z dystansu w długi róg, jednak piłkę dobrze wyłapał bramkarz.
W 39. minucie ponownie w roli głównej był Arnautovic. Napastnik dostał dobre długie podanie, udało mu się przejąć piłkę, jednak po starciu z obrońcą upadł na murawę. Sędzia nie podyktował jedenastki.
Manuel Pellegrini widząc słabą dyspozycję swoich piłkarzy, zdecydował się w przerwie na zmianę. W miejsce Andy’ego Carrolla wszedł Lucas Perez. Była to dziwna decyzja, bowiem wydawało się, że problemy mamy przede wszystkim w środku pola. Trzeba jednak przyznać, że Andy Carroll niewiele sobie pograł. Anglik nie dostał żadnego dobrego dośrodkowania, a jak wiemy bez podać Carroll różnicy na boisku nie zrobi.
W drugiej części meczu działo się dużo więcej. Zaczęło się obiecująco. W 50 minucie strzałem z dystansu postraszył Robert Snodgrass. Chwilę później Felipe Anderson przeprowadził świetny rajd środkiem. W decydującej fazie uderzył na bramkę, jednak piłka przeleciała minimalnie obok słupka.
Niestety odpowiedź gości była brutalna. W 56. minucie piłkarze Brighton wywalczyli rzut rożny. Dośrodkowanie w pole karne, Łukasz Fabiański piąstkuje piłkę przed siebie, ta spada prosto pod nogi Stephensa, który bez problemu umieszcza futbolówkę w siatce.
Dwie minuty później było już 0:2. Ponownie rzut rożny. Tym razem piłka na długi słupek, tam akcję zamykał Duffy, który uciekł Diopowi i z ostrego kąta wpakował piłkę do siatki.
Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał. Młoty grały słabo, jednak Brighton również nie stawiało wysoko poprzeczki. Ciężko było uwierzyć, że przegrywamy z tak słabym rywalem 0:2 na własnym stadionie.
Manuel Pellegrini zareagował dwiema zmianami. W miejsce Roberta Snodgrassa wszedł Michail Antonio a Pedro Obianga zmienił Mark Noble.
Zmiany były trafione o czym przekonaliśmy się już w 66. minucie meczu. Mark Noble posłał długie podanie do uciekającego obrońcy w polu karnym Marko Arnautovica. Piłka trafiła idealnie do napastnika. Arnie w swoim stylu wygrał pojedynek z obrońcą i wpakował piłkę do siatki.
Podobnie jak Brighton, Młoty strzelały z dubeltówki. W 68. minucie mieliśmy już 2:2. Tym razem bramkę wypracował inny rezerwowy – Michail Antonio. Anglik pognał skrzydłem, w pięknym stylu ograł obrońcę, dośrodkował do środka do niekrytego Arnautovica. Austriak uderzył mocno, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki.
Wielu kibiców ma wątpliwości, czy Antonio nie podawał piłki już zza linii boiska. Powtórki nie do końca wyjaśniają tę kwestię.
W dalszej części meczu mieliśmy dwie dobre okazje. W 78. minucie Antonio ponownie popisał się świetnym rajdem. Tym razem ograł dwóch obrońców i znalazł się w dobrej sytuacji strzeleckiej. Niestety strzał był bardzo niecelny.
W 81. minucie szansę miał Declan Rice. Irlandczyk strzelał z okolic linii pola karnego i niewiele brakowało, by wpakował piłkę do siatki.
Do końcowego gwizdka wynik nie uległ zmianie. Młoty zremisowały u siebie z Brighton i szczerze nie wiem co myśleć o tym meczu. Z jednej strony – u siebie takich rywali trzeba ogrywać. Z drugiej – fajnie, że umieliśmy się podnieść po stracie dwóch goli. Tak czy inaczej – Manuel Pellegrini ma o czym myśleć. Wydaje mi się, że miejsce w składzie odzyskają tacy piłkarze jak Noble i Antonio – w środę obaj zawodnicy zrobili ogromną różnicę na boisku.