James Collins pojawił się na murawie w ostatnim meczu sezonu przeciwko Evertonowi. Po końcowym gwizdku Walijczyk nie mógł powstrzymać łez wzruszenia. Jego kontrakt z klubem wygasa 30 czerwca 2018 roku. Jaka przyszłość czeka popularnego Ginger Pele?

Sympatyczny rudzielec dołączył do West Hamu w lipcu 2005 roku jako zawodnik o wielkim potencjale. Nie bez powodu otrzymał nagrodę Najlepszego Młodego Piłkarza Walii w tamtym czasie. Przez niemal 10 lat z przerwą na trzyletni pobyt w Aston Villi Collins dumnie nosił bordowo-błękitny trykot i dawał z siebie wszystko na boisku. Zawsze oddany, zaangażowany, lojalny. Wiele jednak wskazuje na to, że to koniec przygody Walijczyka z klubem.

Ginger Pele w sierpniu skończy 35 lat, co w dzisiejszych czasach nie jest niczym szczególnym, jeśli chodzi o bramkarzy, co innego, jeśli mówimy o graczach z pola. Urodzony w Newport stoper sporadycznie pojawiał się na murawie w tym sezonie głównie przez problemy zdrowotne, notując łącznie tylko 16 występów na wszystkich frontach, co może okazać się zbyt małym rezultatem, by wywalczyć sobie przedłużenie umowy. Sam zainteresowany jest zdania, że może jeszcze rozegrać sezon lub dwa na wysokim poziomie i najchętniej zakończyłby karierę na London Stadium. W rozmowie z klubową telewizją w 2017 roku powiedział:

– Myśl o tym, że byłem częścią klubu przez niemal dziesięć lat jest niesamowita. Spędziłem tutaj ogromną część swojego życia, poznałem tutaj moją żonę, więc mam w okolicy wielu krewnych. Byłem niezwykłym szczęściarzem, że mogłem być częścią tak wielkiego klubu. Mam nadzieję, że ta przygoda jeszcze trochę potrwa.

– Bardzo bym chciał zakończyć karierę właśnie tutaj. Mam już swoje lata, ale w poprzednim sezonie czułem, że grałem tak dobrze, jak jeszcze nigdy wcześniej.

Popularny Gingie chciałby grać dalej, jednak wysoce prawdopodobnym jest, iż we wschodnim Londynie miałby coraz mniej okazji do zaprezentowania swoich możliwości. Klub planuje ściągnąć klasowego defensora w lecie, a na dodatek pierwsze skrzypce w zespole odgrywa młodziutki Declan Rice. Wydaje się, że zmiana pokoleniowa w klubie nadciąga nieuchronnie.

Osobiście bardzo chciałbym, aby Collins został z nami na jeszcze jeden sezon i mógł zakończyć karierę w klubie, który tak kocha i do którego jest niezwykle przywiązany. Świadczą o tym łzy wzruszenia po ostatnim gwizdku w meczu z The Toffees oraz aplauz od publiczności. Następnie po zawieszeniu butów na kołku Walijczyk mógłby dołączyć do sztabu szkoleniowego lub objąć którąś z grup młodzieżowych, wzorem Matty’ego Upsona czy Jacka Collisona. Czy by się sprawdził? Sądzę, że tak.

Pomimo tego, że nasz obrońca nie spędził zbyt wiele czasu na murawie w tej kampanii, to z pewnością należy zaznaczyć, że mimo wszystko ma on wpływ na zespół. Głównie dzięki swojej pozycji w szatni. Collins jest szanowany, charyzmatyczny i z pewnością dużo pomaga młodym zawodnikom. Declan Rice w jednym z wywiadów wyznał, że podpatrywał zagrania Walijczyka i stawia go sobie za wzór.

Dodatkowo, James Collins jest niesłychanie przywiązany do fanów i klubu, co wielokrotnie udowadniał po zawodach. Zawsze podchodził do kibiców, zbijał z nimi „piątki”, często schodził do szatni jako ostatni. Moim zdaniem właśnie taka wizja powinna przyświecać klubowi, by stawiać na ludzi, w żyłach których płynie bordowo-błękitna krew. Z całą pewnością Gingie należy do tej grupy.

Zdarzało się też, że rudobrody obrońca wolał zasiąść razem z kibicami, niżeli w loży dyrektorskiej. W tym przypadku w meczu wyjazdowym z Arsenalem. Collins pauzował wówczas z powodu kontuzji.

Za objęciem posady w szeroko pojętym sztabie szkoleniowym przemawia też jego doświadczenie. W czasach swojej świetności Ginger Pele był ścianą nie do przejścia, potrafił „schować do kieszeni” takich zawodników jak chociażby Wayne Rooney oraz ratować swój zespół z opresji. Oczywiście, zdarzały mu się skoki formy i „klopsy”, jednak w ogólnym rozrachunku zawsze można było na niego liczyć. Kolejnym, przydatnym bagażem doświadczeń jest bogata kariera reprezentacyjna. 50 występów w reprezentacji Walii robi wrażenie.

Na wielu stronach poświęconych tematyce The Hammers można wyczytać, że przyszłość Collinsa na London Stadium zdaje się rysować w szarych barwach. Krążyły plotki, że klub mógłby przedłużyć z nim umowę, jednak na zasadzie kontraktu „pay as you play”. Zawodnik otrzymywałby wynagrodzenie jedynie za rozegrane minuty w meczach o stawkę. Mało prawdopodobne, by James zgodził się na taki wariant. On wciąż szuka gry i możliwe, że odejdzie na zasadzie wolnego transferu do któregoś ze słabszych zespołów. Dla mnie osobiście niezwykle smutnym widokiem byłoby zakończenie jego kariery w innych barwach niż Claret and Blue. Dodatkowo, o ewentualną posadę w sztabie szkoleniowym byłoby również ciężko, gdy w klubie dojdzie do zmiany menadżera. Nowi szkoleniowcy zazwyczaj otaczają się swoimi bliskimi doradcami.

Jaka przyszłość czeka Jamesa Collinsa? Wydaje mi się, że (niestety) będzie to rozbrat z London Stadium. Chciałbym się jednak mylić. Jedno jest pewne: There’s only one Ginger Pele!