Miejsce urodzenia: Barking (Londyn)
Data urodzenia: 12.04.1941 (51)
Data Śmierci: 24.02.1993
Pozycja: obrońca
Numer koszulki: 6

 

„Przypuszczam, ze każdy piłkarz przeżywa w swych snach chwile, gdy na stadionie Wembley wstępuje po schodach do loży, aby z rak z Jej Królewskiej Mości przyjąć trofeum i gratulacje. Zaszczyt taki spotyka niewielu. Należałem do tych nielicznych szczęśliwców. W okresie dwóch lat wchodziłem tymi schodami, aby odebrać Puchar Anglii, Puchar Zdobywców Pucharów, a 30 lipca 1966 – Puchar Świata Julesa Rimeta…

Trudno mi wprost uwierzyć, ze te godności stały się moim udziałem, natura bowiem nie obdarzyła mnie specjalnym talentem. Zwątpiłem nawet, czy ambicja zostania zawodowym piłkarzem kiedykolwiek się urzeczywistni. Zanim West Ham otworzył przede mną podwoje zamierzałem poświęcić się karierze kreślarza lub drukarza…

Postępy jakie uczyniłem w West Ham, dzięki którym osiągnąłem międzynarodowy splendor, zawdzięczam pilności i ciężkiej pracy. Tyrałem niesamowicie pragnąc zniwelować niedostatek wrodzonych zdolności. Sprzyjała mi fortuna. W klubie spotkałem dobrych nauczycieli. Malcolm Allison czy Noel Cantwell wiedza wszystko o piłce nożnej i posiadają rzadka zaletę praktycznego demonstrowania wygłaszanych teorii…

Pierwsze buty piłkarskie otrzymałem mając osiem lat. Najwcześniejsze mecze rozgrywaliśmy na ulicach londyńskiego przedmieścia Barking, lub na skrawkach nie uprawianej ziemi, często z dolami pełnymi śmieci. Wszystko to nie było istotne. Najważniejsze, ze mogłem grac…”

Bobby Moore1

Bobby Morre, uosobienie typowego, opanowanego Anglika o nienagannych manierach – człowiek, na którym zawsze można polegać, ważący słowa i gesty, dokonał w futbolu wyczynu dostępnego wyłącznie geniuszom dyscypliny. W latach 1962-1973 rozegrał 108 spotkań w reprezentacji narodowej, co wcześniej nie udało się żadnemu piłkarzowi na świecie. Zadebiutował 20 maja w 1962 roku w Limie meczem z Peru (4-0 dla Anglii), setkę przekroczył występem przeciwko Szkocji 14 lutego 1973 (5-0) na stadionie Hampden Park w Glasgow, zaś po raz ostatni bronił barw reprezentacji Albionu w konfrontacji z Włochami (0-1) na londyńskim Wembley, 14 listopada tegoż roku. Za jakimi drużynami mierzył się w tej niecodziennej piłkarskiej epopei ? Z Argentyna 3 razy, Austria 2 razy, Belgia 2, Brazylia 5, Bułgaria 2, Czechosłowacją 4, Dania 1, Ekwadorem 1, Francja 4, Grecja 2, Hiszpania 4, Holandia 1, Irlandia (Eire) 1, Irlandia Polnocna 10, Jugoslawia 2, Kolumbia 1, Malta 2, Meksykiem 2, Norwegia 1, NRD 2, Peru 2, Polska 3, Portugalia 4, RFN 7, Rumunia 2, Szkocja 12, Szwajcaria 3, Szwecja 2, Urugwajem 3, Walia 12, Wegrami 2, Wlochami 2, i ZSRR 3. W sumie z zespołami 33 krajów ! Aż 69 meczów z udziałem Moore’a zakończyło się wygrana Anglii, 22 remisami i tylko 17 porażkami.

Ileż niebanalnej treści zawiera w sobie te 9720 minut gry Moore’a w reprezentacyjnym kostiumie, a ściślej 9810? – spotkania Anglia-„reszta świata” nie obejmują oficjalne statystyki. Jako się rzekło, debiutował meczem z Peru, a w czterech kolejnych wystąpił w… chilijskich mistrzostwach świata. Anglicy odpadli w ćwierćfinale, ale jeśli do kogokolwiek zgłaszano pretensje, nie dotyczyło to Bobby’ego. 20 maja 1963 roku Brytyjczycy gościli w Bratyslawie, pokonując Czechoslowacje 4-2. Wychowanek West Hamu – po raz jedenasty w reprezentacji – został kapitanem. Nie, Banks, nie Greaves, czy R. Charlton, ale on, 22 latek z numerem „6” na koszulce. I od tamtego dnia funkcje te piastował nieprzerwanie ponad dziesięć lat, wprowadzając jedenastkę narodowa na płytę przeszło 90 razy! Należy domniemywać, ze ten – jeden z licznych – rekord Moore’a nigdy nie zostanie poprawiony!!!

Bobby Moore2

W styczniu 1966 roku odbywał się w Liverpoolu na Goodison Park towarzyski mecz Anglia-Polska. Do 74 minuty wynik brzmiał 1-0 dla „biało-czerwonych”. Potrzebny był dopiero zaskakujący strzał Roberta Moore’a, by doprowadzić do remisu. Epizod ten długo należał do najprzyjemniejszych w jego sportowej biografii co zrozumiale, jeśli zważyć, iż w owych 108 meczach uzyskał raptem… 2 gole. Nie przypuszczał chyba, jak brzemienny w skutki będzie dlań trzeci mecz z Polakami, w siedem lat później na Stadionie Śląskim w Chorzowie o prawo udziału w „World Cup-74”? Ósma minuta. Gadocha wykonuje rzut wolny z lewej strony, piłka trafia w nogę któregoś z Anglików i wpada do siatki. Zastanawiałyśmy się, czy autorstwo trafienia przyznać Gadosze czy Baniasiowi? Jednak na konferencji prasowej Alf Ramsey oświadczył lapidarnie: „To był samobójczy gol Moore’a”. 47 minuta. Moment zawahania kapitana Anglików w przyjęciu piłki, odbiera mu ja Lubanski i po błyskawicznym rajdzie i precyzyjnym uderzeniu Polska prowadzi i wygrywa 2-0.

Zbyt wielkie zasługi uczynił dla angielskiego futbolu Bobby Moore, by obarczano go wina za te porażkę, lecz dla nikogo nie wątpliwości, ze stanowiła poplon jego błędów. Po chorzowskim spektaklu Moore jeszcze trzy razy zagrał w teamie Albionu, raczej ze względu na ogromny sentyment dlań Alfa Ramsey’a i umożliwienie mu pobicia rekordu niż demonstrowane u schyłku 1973 roku reprezentacyjne kwalifikacje. A w 1974 roku nie opiekował się już reprezentacja Alf Ramsey, nie grał w niej i Bobby Moore.

Cofnijmy jednak taśmę filmu „Bobby Moore – geniusz futbolu” do roku 1964. Jego zespól – West Ham United dotarł do finału Pucharu Anglii i na Wembley zwyciężył Preston 3:2. Nasz bohater po raz pierwszy odwiedził królewska loże. Za rok dostąpił podobnego wyróżnienia. Londyńczycy z powodzeniem wystartowali w PEZP, wyeliminowali La Gantoise, Spartaka Praga-Sokolovo, Lausanne, Real Saragossa, wreszcie w rozstrzygającym, znów na Wembley, wyznaczonym od dawna przez UEFA jako miejsce finału, pokonali TSV 1860 Monachium 2:0. Robert Moore wstępował po wymarzonych schodkach po raz wtóry. W następnym sezonie – roku mistrzostw świata w Anglii – zagrał z Polska, RFN, Szkocja i na spotkania z Jugoslawia i Finlandia… nie został powołany. Nieporozumienia słuchy, ze w meczu z Polska w Chorzowie, ostatnim sprawdzianie Anglików przed championatem – jak widać polski motyw w karierze Moore’a przewija się często – kapitańska opaskę założy Cohen, a pozycje „generała obrony” zajmie Hunter. Ale Moore zagrał i w Chorzowie i mistrzostwach świata. I to jak! Rezultaty konkursu dziennika „The People” na najlepszego zawodnika imprezy brzmiały: 1.Moore (Anglia) 8,3 punktu; 2-3. J.Charlton (Anglia) i Rocha (Urugwaj) po 8; 4-7. Beckenbauer (RFN), Haller (RFN), Eusebio (Portugalia) i Woronin (ZSRR) po 7,6. Bobby Moore otrzymał tez specjalna nagrodę dziennikarzy, statuetkę dla „gracza nad gracze”!

Nie to było wszak dla kapitana mistrzów świata najważniejsze. Oto nie kto inny, ale on, 25-letni Bobby Moore, szedł na czele drużyny – po mitycznych już schodach – do loży, w której siedziała królowa Elzbieta II, Książe Filip i prezydent FIFA, Stanley Rous, by przyjąć „Zlota Nike”. Trzeba być Anglikiem by pojąc choć cząstkę tego, co przeżywał w owym momencie. Swoistym paradoksem był fakt, ze w chwili największego swojego sukcesu osobistego i w roli kapitana reprezentacji, Moore… nie należał do żadnego klubu, by dopiero później spór z West Hamem zakończyć happyendem.

Jakież to cechy pozwalały mu pozostać graczem niezastąpionym? Nie dysponował największa szybkością, ale za to w szybkości konstruktywnego myślenia na boisku nie miał sobie równych. Zadziwiał bezbłędnym przeglądem i ocena sytuacji. „Ma trzy pary oczu” – mówili o nim fachowcy. Wszystko widząc, idealnie panując nad piłka, wprowadzał spokój i lad w szeregi zespołu. Jego potężne wykopy na 50 metrów i krótkie, pięciometrowe podania były tak pomysłowe i precyzyjne, ze zmieniały zwykle rodzaj wydarzeń na murawie. Wybieranie najwłaściwszego momentu do interwencji pozwalało na zadziwiająca skuteczność, co szczególnie rzucało się w oczy gdy miał do czynienia z szybszym zawodnikiem. Kiedyś, gdy Moore był nieznanym piłkarzem, powierzono mu indywidualne krycie Mathewsa. Młodzian zdawał sobie sprawę, ze w bezpośrednich pojedynkach narazi się na ośmieszanie. Z dużym tedy spokojem przejmował podania, nim dotarły do nóg „czarodzieja”. Niesłychana popularność w kraju i za granica, uznana klasa przyczyniły się do odznaczenia go przez Elżbietę II Orderem Imperium Brytyjskiego w 1967 roku.

Zbliżały się IX Mistrzostwa Świata w Meksyku. Anglicy pojechali wcześniej na druga półkolę, by się zaaklimatyzować. Grali tam dwa mecze z Ekwadorem i Kolumbia. I oto agencja przyniosła sensacyjna wiadomość: „Dzienniki kolumbijskie cale strony poświęcają aferze, w która został wmieszany kapitan reprezentacji Anglii, Bobby Moore. Z magazynu jubilerskiego w hotelu „Tequendama”, gdzie mieszkali pilkarze angielscy, zginęła bransoletka wartości 1300 dolarów. Jednym z oskarżonych jest sławny piłkarz angielski. 26 maja drużyna udała się do Meksyku, natomiast Moore pozostał w Bogocie. Zgodnie z prawem kolumbijskim, Moore nie może opuścić Bogoty aż do zakończenie śledztwa. W przypadku udowodnienia winy grozi mu kara wiezienia od 6 miesięcy do 6 lat. Moore twierdzi, ze jest niewinny”.

Przez cztery dni Bobby przebywał w areszcie domowym w mieszkaniu kolumbijskiego działacza, będąc pod strażą detektywów. Po konfrontacji z właścicielem sklepu i sprzecznych zeznaniach rzekomych świadków, Moore został zwolniony i udał się do Meksyku. Była to ponoć zwykła prowokacja. „Witam cię, synu !” – rzekł Alf Ramsey, kiedy Bobby dołączył do kolegów. Gdy w pierwszym meczu na stadionie Jalisco w Guadalajara Anglicy wyszli na boisko, publiczność zaczęła skandować: „ladron, ladron!” (złodziej), „Generał obrony” nie strącił spokoju, nie reagował, rozgrywał swój kolejny wielki mecz. W drugiej połowie błyskawiczna akcje, zainicjowana z głębi pola, zakończył strzałem na bramkę Rumunów. Zagranie nagrodziły oklaski. A potem już do końca kochający futbol kibice bili nieustannie brawo dla znakomitego zawodnika – Bobby Moore’a. Lecz w Meksyku ambitne plany Wyspiarzy zostały przekreślone w ćwierćfinale przegrana z Brazylia… Tylko nikła pociechę dla kapitana Anglików stanowiła druga lokata w plebiscycie „France Football” na najlepszego piłkarza Europy 1970 roku.

Bobby Moore3

Bobby Moore debiutował w wieku siedemnastu lat meczem przeciwko Manchesterowi United i od 1958 do 1974 roku rozegrał w barwach West Ham United 545 meczów zdobywając 24 gole ! Potem kontynuował karierę w drugoligowym Fulham i w 1975 doszedł wraz z zespołem do finału Pucharu Anglii. Nie dane mu było jednak przeżyć drugiego triumfu w tej imprezie. Fulham przegrał z… West Ham united 0:2. Po cenne trofeum w loży królewskiej podążał po jedenastu latach znowu kapitan West Hamu, ale nie był nim już wiały rekordzista reprezentacyjnych gier – Bobby Moore, który ongiś dla futbolu zdradził… krykiet.

Ostatnimi klubami w karierze znakomitego Anglika były zespoły z USA. Moore występował w San Antonio i w Seatlle. „Generał obrony” zmarł 15 lutego 1993 roku na raka jelit. Umarł tydzień po meczu Anglii wygranym 6-0 z San Marino.

Tak o nim mówił trener Anglików Alf Ramsey: „Mój kapitan, mój lider, moja prawa ręka. On był duchem i sercem tego zespołu. Chłodny, opanowany piłkarz, któemu ufałem jak nikomu innemu. Zawodowiec pełną gębą, najlepszy, z jakim pracowałem. Bez Niego Anglia nie zdobyłaby mistrzostwa świata.”

Poniżej prezentujemy własnoręcznie narysowany portret Bobby Moore’a przez jedną z naszych polskich kibicek WHU:

image