Robert Snodgrass w styczniu bieżącego roku przeniósł się z ligowego rywala Młotów – Hull City do łapiącego wówczas formę West Hamu, tym samym zamienił walkę o utrzymanie na spokojne miejsce w środku stawki. Pomocnik sprowadzony za 10 mln £ przeprowadził się wraz z rodziną do Londynu i wygląda na to, że Szkot zaznajomił się już z życiem w stolicy Anglii. 29-latek przybliży nam swoje pierwsze tygodnie na Stadionie Olimpijskim i opisze dotychczasowe relacje z kibicami.
Snoddy, we wschodnim Londynie jesteś już od jakichś sześciu tygodni. Jak Ci idzie proces aklimatyzacji? Dostrzegasz dużą różnicę pomiędzy życiem w Londynie, a Hull?
-Idzie bardzo dobrze. Powoli przyzwyczajam się do nowych kolegów i sposobu ich gry. Wszyscy mi mówią, że jeszcze kilka miesięcy i będę czuł się jak w domu. Zabrałem ze sobą rodzinę, dzieciaki chodzą do szkoły, więc one potrzebują więcej czasu.
Masz już wyrobioną opinię o klubie i otoczeniu?
-West Ham to wielki klub. Treningi tutaj są rzeczywiście inne, ale przede wszystkim odmienna jest mentalność – cały czas mam poczucie, że gonimy czołówkę, natomiast w Hull ciągle myśleliśmy nad uniknięciem spadku. Przybycie tutaj było wspaniałe. Kiedy w grudniu grałem przeciwko Młotom, jeszcze w brawach Hull, West Ham dryfował w okolicy strefy spadkowej. Kiedy przybyłem do zespołu, zdałem sobie sprawę z tego, że nie jest to klub, który walczy o utrzymanie, lecz drużyna aspirująca do top 10. West Ham to drużyna wielkich i bardzo ambitnych ludzi, począwszy od trenera.
Ten mecz, o którym wspomniałeś zakończył się wynikiem 1:0. To był jeden z ostatnich wygranych meczów The Hammers w 2016 roku. Czy nie uważasz jednak, że tytuł Zawodnika Meczu powinien otrzymać słupek, po tym jak twój, stary zespół obijał go trzykrotnie?
-Te słupki i poprzeczki pokazują, że graliśmy dobrze, ponieważ stwarzaliśmy sobie okazje, ale to West Ham wygrał i zrobił to, co do niego należało – zgarnął trzy punkty. Fani byli wtedy naprawdę wspaniali. Od lat powtarzam, że kibice Młotów są absolutnie świetni, zawsze stoją murem za swoimi ulubieńcami. W moich poprzednich klubach (Leeds, Norwich, Hull) też nie miałem na co narzekać. Po prostu musisz zawsze dawać z siebie wszystko.
Pochodzisz z Glasgow. Czy zauważyłeś jakieś podobieństwa między kibicami West Hamu, a fanami takich klasycznych drużyn jak Celtic czy Rangers?
-Tak, zdecydowanie. To są ludzie, którzy ciężko pracują cały tydzień na to, żeby zabrać swoje pociechy na mecz. Oczekują od zawodników pełnego poświęcenia – krwi, potu i łez. To jest to czego potrzeba we współczesnej piłce. Nawet jeżeli przegrasz, ale zostawisz serce na boisku, to oni będą Cię wspierać.