W kocu zwycięstwo! Piłkarze West Hamu po serii pięciu remisów z rzędu, pokonali na własnym stadionie Southampton FC 2:1. Bramki dla Młotów strzelali Michail Antonio i Andy Carroll. Dla gości trafienie zaliczył… Carl Jenkinson, choć nieco większy udział przy golu miał Dusan Tadić.
„Slaven Bilić przed meczem miał nie lada problem z zestawieniem…” – ileż razy w ostatnim czasie zaczynałem podsumowanie meczu od tego zdania. Niestety trudy sezonu nie oszczędzają naszych piłkarzy. Z ofensywy wylecieli nam niedawno Payet, Lanzini, Valencia, Moses, Sakho, Carroll. Niestety gdy już doczekaliśmy się powrotu jednych, ze składu wypadają następni. Ze względu na kontuzje w meczu z SFC nie mógł zagrać Aaron Cresswell. James Tomkins grał z podbitym okiem, a w obronie Slaven Bilić musiał wystawić niepewnego Carla Jenkinsona. Ostatecznie nasza jedenastka na poniedziałkowy mecz wyglądała tak:
Wielu kibiców spodziewało się Angelo Ogbonny na skrzydle, zaś Carla Jenkinsona na środku. Slaven Bilić jednak konsekwentnie gra Ogbonną jako stoperem. Jenko tradycyjnie wylądował na skrzydle. Przyznam, że miałem wiele obaw z tym związanych. Nasza obrona w ostatnim czasie zgrała się idealnie i niepewny Jenko wśród takich kozaków jak Tomkins, Collins czy Ogbonna mógł okazać się najsłabszym ogniwem. Jak się później okazało – rzeczywiście był najsłabszy (w zasadzie najsłabszy ze wszystkich piłkarzy na boisku), jednak pożar przez niego rozniecony udało się ostatecznie ugasić.
Zacznijmy od początku. Robiąc tradycyjne meczowe notatki, w 6. minucie spotkania zapisałem sobie, by nie zapomnieć:
Jenkinson jest bardzo zmobilizowany, aktywny od pierwszych minut. Zaliczył udany rajd skrzydłem, jedno dość pewne zagranie defensywne. Wyraźnie podjął walkę o powrót na stałe do pierwszego składu.
Niestety to było tyle jeśli chodzi o wspomnianą walkę. Rzeczywiście, w pierwszych minutach Jenko biegał jak nakręcony, jednak dość szybko pokazał, że niefrasobliwość to jego drugie imię. W 13. minucie spotkania bramkarz Southampton wybił piłkę z własnego pola karnego. W środku pola pojedynek główkowy wygrali goście i tak naprawdę od tego się zaczęło. Dwa szybkie podania, piłka ze skrzydła dośrodkowana w pole bramkowe. Tam dobrze ustawiony był Dusan Tadić, który uderzył piłkę w stronę bramki. Futbolówka przed wpadnięciem do siatki odbiła się od nogi spóźnionego Carla Jenkinsona. Adrian niestety nie miał w tej sytuacji żadnych szans.
Kończąc kwestię Jenkinsona. Wbrew temu co można wywnioskować z mojego podsumowania – to nie był katastrofalny występ tego piłkarza. Po prostu poprzeczka w naszej defensywie wisi bardzo wysoko. W ostatnim czasie (a co tam, zaryzykuję – ogółem w tym sezonie) nasza obrona to monolit, zbiór dobrze zgranych ze sobą twardzieli. Jenko gra poprawnie, ale to za mało, by w tym momencie współtworzyć ten defensywny dream team. Sezon temu, po takim meczu Jenko nie pisnąłbym słowa na jego temat. Dzisiaj mamy jednak w obronie inną jakość. Inną, w rozumieniu – lepszą. Dlatego też mam ogromną nadzieję, że wypożyczony z Arsenalu (który chce za wykupienie swojego gracza grube miliony) obrońca, w najbliższą sobotę wróci na ławkę rezerwowych.
My wróćmy jednak do meczu z Southampton. Samobójcze trafienie Jenkinsona, 0:1. Po stracie bramki podopieczni Slavena Bilicia jakby zapomnieli jak się gra w piłkę. Irytujące straty w środku pola, brak pomysłu na wyprowadzenie piłki. Nawet Mauro Zarate grał tak, że nie jeden kibic mógł rwać sobie włosy z głowy. Argentyńczyk widząc, że nie bardzo jest z kim rozegrać, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Jak wiemy, w przypadku Mauro, ten plan często się sprawdza. Jednak tego dnia, większość jego rajdów kończyło się stratą piłki i kontratakiem gości.
A tych było kilka. Dobrą okazję (właśnie po stracie Zarate) miał Davies. Piłka po jego strzale ze skraju pola karnego wylądowała jednak w rękawicach Adriana.
Do przerwy utrzymał się wynik 0:1. Kibice (nawet ci najwierniejsi) mieli powody, by przeczuwać porażkę. Gra wyglądała naprawdę źle. Nawet nie pachniało golem wyrównującym. To był idealny moment dla Slavena Bilicia by wykazać się instynktem i przetasować nieco skład. Tak też się stało. Już w przerwie Andy Carroll wszedł w miejsce Mauro Zarate, zaś Manuel Lanzini zmienił Alexa Songa.
Tu mały przerywnik. Nowa fryzura Andy’ego Carrolla wywołała sporą dyskusję na Twitterze. Trzeba przyznać, że nasz napastnik już nie tylko wzrostem, ale również wyglądem przypomina bardziej zawodnika drużyny NBA niż Premier League.
Tyle śmieszkowania na temat Carrolla. Fakt jest taki, że po wejściu Anglika na boisku, w końcu zaczęło się coś dziać pod bramką rywali. W 49. minucie Andy dostał świetną piłkę od Marka Noble’a tuż pod bramką rywala, lecz uderzył zbyt wysoko.
I żeby nie było – nie twierdzę, ze Carroll wszedł na boisko i indywidualnymi akcjami zrobił przewagę. Tak nie było. Jednak Carroll w polu karnym to co innego niż Valencia w polu karnym. Andy wie gdzie spodziewać się piłki, umie się ustawić i przede wszystkim zastawić. Jeśli chodzi o wykończenie – daleko mu do perfekcyjnej formy. Tak czy inaczej w zestawieniu z Valencią (na pozycji wysuniętego napastnika) wygrywa bez dwóch zdań.
W 57. minucie serce zabiło kibicom West Hamu nieco szybciej. James Collins – piłkarz, który jest w ostatnim czasie po prostu bezbłędny, zaczął skarżyć się na ból w kolanie. Kontuzja Collinsa byłaby w obecnej sytuacji katastrofą. Na szczęście Walijczyk „rozchodził” uraz i był w stanie kontynuować grę. Nie ma mocnych na Collinsa!
Warto wspomnieć kilka słów o Manuelu Lanzinim. Argentyńczyk był daleki od swoich najlepszych występów w barwach Młotów, jednak nadal kreatywnością i spokojem bił swoich kolegów z sąsiednich pozycji na głowę. Widać było, że „Jewel” jest świeżo po kontuzji. Jego obecność na boisku ożywiła jednak grę. Dobrze mieć tego zawodnika z powrotem.
Bardzo dobry występ zaliczył Michail Antonio. Nasz pomocnik, początkowo pomijany przez Slavena Bilicia przy wyborze pierwszej jedenastki, skorzystał na kontuzjach swoich kolegów (nie twierdzę, że na nie czekał, po prostu odnalazł się w nowej sytuacji i wykorzystał swoją szansę). Antonio w końcu mógł pokazać na co go stać. Do formy dochodził stopniowo. W meczu z Southampton pokazał już naprawdę wysoki poziom. Dynamiczne rajdy, przyspieszenie, utrzymywanie się przy piłce – to niewątpliwie atuty Antonio, z których kibice West Hamu nie raz będą mieć uciechę.
W 69. minucie meczu w końcu lepsza gra zaowocowała golem wyrównującym. Dobrą indywidualną akcją popisał się właśnie Antonio. Nasz zawodnik zszedł ze skrzydła w pole karne i… no właśnie. Czy uderzył? Oceńcie sami (od 01:33)
//
VIDEO HD: West Ham United FC 2:1 Southampton FC (69′ Antonio M…VIDEO HD: West Ham United FC 2:1 Southampton FC (69′ Antonio M., 79′ A. Carroll, Jenkinson C. 13′)-SHARE and LIKE-
Posted by Hammers Balkan on 28 grudnia 2015
Tak czy inaczej – wielkie brawa za ten odważny i dynamiczny rajd. W poniedziałkowym spotkaniu było ich kilka. Zdobyta bramka mocno podbudowała piłkarzy West Hamu. Chwilę po bramce Antonio, z dystansu strzelał Manuel Lanzini. Piłka po strzale Argentyńczyka przeleciała jednak obok bramki.
W 72. minucie znowu w akcji Antonio. Po jego dośrodkowaniu piłka leciała prosto na głowę Andy’ego Carrolla. Niestety Anglik został zblokowany przez obrońców i nie był w stanie sięgnąć piłki. Przyznam, że spodziewałem się w tej sytuacji rzutu karnego. Sędzia owszem, odgwizdał przewinienie, ale o dziwo dla naszych rywali.
W końcowej fazie mogliśmy oglądać ciekawy, otwarty mecz. Widać było, że żadna z drużyn nie zadowoli się remisem 1:1.
Zmiana wyniku przyszła w 79. minucie. Enner Valencia posłał świetne podanie w pole karne, piłkę głową uderzył Antonio, lecz ta odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole. Na szczęście całą akcję asekurował Andy Carroll, który w takich sytuacjach nie zwykł się mylić.
Piłkarze West Hamu po wyjściu na prowadzenie, starali się utrzymać mecz pod kontrolą. Nie ograniczali się jednak tylko do obrony.
W 82. minucie Enner Valencia doznał urazu i potrzebował pomocy medyków. Reprezentant Ekwadoru wstał o własnych siłach i nawet wszedł z powrotem na boisko. Slaven Bilić cztery minuty później wprowadził w miejsce Valencii Pedro Obianga. Nie do końca wiadomo, czy zmiana była wynikiem urazu Ennera, czy też po prostu – wprowadzony został defensywny pomocnik za gracza ofensywnego. Miejmy nadzieję, że nie jest to kolejny uraz naszego zawodnika.
W ostatnich minutach mogliśmy jeszcze podziwiać świetny rajd Michaila Antonio. Strzelec pierwszej bramki dla Młotów, przejął piłkę jeszcze na własnej połowie, przebiegł z nią spory dystans, minął jednego obrońcę, drugiego i w końcu oddał strzał na bramkę. Niestety piłka poszybowała zdecydowanie za wysoko.
Mecz zakończył się zwycięstwem West Hamu 2:1. Cieszy przełamana passa, cieszy fakt, że potrafiliśmy się podnieść po straconej bramce i beznadziejnej pierwszej połowie. Już w sobotę mecz z Liverpoolem. Wróbelki ćwierkają, że na ławce rezerwowych możemy spodziewać się Dimitri’ego Payeta…
I słowo na koniec do tych, którzy w ostatnim czasie zwalniali Slavena Bilicia. Nie twierdzę, że dzisiejsze zwycięstwo świadczy o czymkolwiek. Jednak pamiętam poprzednie sezony. Kiedyś jak był kryzys – to był kryzys. Baty co tydzień, sromotne porażki (a nie 5 remisów!). W tym sezonie nawet będąc w dołku (i mając całą ofensywę w szpitalu) trzymamy fason. Dajmy czas temu Panu.