Rok temu, pod koniec maja zorganizowano po raz pierwszy Turniej Kibiców Fan Clubów Drużyn Zagranicznych. Już wtedy nie zabrakło na nim przedstawicieli polskich fanów West Ham’u. Nie inaczej było w tym roku. W drugi weekend czerwca kibice zagranicznych drużyn również zjechali się do Kalwarii Zebrzydowskiej.


Skromną ekipą z Lublina wyruszamy już w piątek po południu. Ok godz. 18 opuszczamy nasze rodzinne miasto i w 4 osobowym składzie udajemy się w ponad 350 km drogę. Z Koziego Grodu zabieramy zgrzewkę lubelskiej Perły dla braci z innych miast. Podróż do Kalwarii przebiega bez większych zakłóceń, największymi problemami były objazdy i utrudnienia w ruchu spowodowane powodziami na południu kraju. W drodze przez Rzeszów, Tarnów i Kraków rozklejamy całe mnóstwo vlepek WHU. 

 
Na miejsce przybywamy ok. 1 w nocy. Na miejscu obecni są przede wszystkim fani Liverpoolu, główni organizatorzy turnieju. Po kilku minutach od naszego przyjazdu pojawia się patrol „czworonogów”, wyraźnie szukających zaczepki z lekko podchmielonymi fanami LFC i Milanu.
Turniej rozpoczyna się w sobotę o godz. 10.00. Na stadion udajemy się cała grupą, towarzyszy nam śpiew „Bubbles” przez większą część trasy. Od razu po przybyciu na miejsce turnieju wywieszamy swoje flagi, m.in. lubelską flagę, która obecna była na meczu z Arką Gdynia. Pojawiają się także flaga FC Poland oraz dwie małe flagi WHU.
 
12 przybyłych zespołów podzielonych zostaje na 4 grupy, po 3 drużyny w każdej. Nam trafiają się potyczki z Valencią i Arsenalem. Pierwszy mecz z fanami hiszpańskiej drużyny wygrywamy gładko 4:1. Derbowe spotkanie, z drobnymi problemami, ale również wygrywamy, tym razem 2:0. Awans do ćwierćfinału z pierwszego miejsca w tabeli jest nasz. W następnej rundzie spotykamy się powtórnie z zespołem Arsenalu Londyn. Tym razem mecz jest o wiele bardziej zaciekły, w pewnym momencie przegrywamy 2:1, jednak w ostatnich minutach udaje nam się wyrównać. Po dogrywce wynik nie zmienia się i dalej awans do półfinału jest nierozstrzygnięty. O ostatecznym wyniku meczu decydują dwie serie rzutów karnych, które wygrywamy 9:8. Warto odnotować, że kontuzji nabawia się golkiper rywali z północnego Londynu, co ułatwia nam zadanie. 
 
Wieczorem, tempa nabiera integracja między kibicami, nie tylko WHU. Dużą grupą udajemy się na mecz MŚ do pubu, gdzie oglądamy zmagania reprezentacji Anglii z USA. Niestety samego spotkania nie będziemy wspominać pozytywnie, szczególnie przez fatalny błąd bramkarza Młotów, Roberta Greena.
 
Niedzielne zmagania rozpoczynają się również o godz. 10 rano. W losowaniu trafiamy, wedle wcześniejszych życzeń, na zespół Chelsea. Drugą parę półfinałową tworzą Bayern i Ajax. Samo spotkanie nie należy do najłatwiejszych. Już w pierwszej akcji „cwelsom” w kuriozalny sposób udaje się strzelić bramkę. Podczas bezpośredniego uderzenia z rzutu rożnego piłka, bez niczyjej pomocy, wpada do bramki. West Ham rzuca się do odrabiania strat, jednak bezskutecznie. Druga połowa meczu to druga bramka dla „czerstwych” z akcji sam na sam. Fani „Młotów” napierają na bramkę przeciwnika bezskutecznie, WHU trafia tylko honorowo, a na więcej brakuje czasu. Warto tutaj dodać, że podczas tego meczu drużynę Chelsea Poland dopinguje stado dziewcząt, co wywołuje nie lada śmiech na twarzach innych kibiców. My odpowiadamy polską przyśpiewką „Jazda z kur…, West Ham’ie, jazda z kur…”. Po meczu „dziewczyny z czelsi” szukają zaczepki słownej „There is only one team in London”, lecz na słowach się kończy, nikt od nich nie chce się „bardziej zabawić”, mimo naszych chęci.
 
W drugim półfinale kibice Bayernu wspomagani są dziewczęcym chórem Chelsea. My odpowiadamy piosenką „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, wspomagając nieistniejący praktycznie doping Ajaxu. Mecz wygrywa zespół kibiców klubu z Amsterdamu. Finał pomiędzy Chelsea i Ajaxem rozstrzygnięty został na korzyść fanów The Blues, którzy wygrali 2:0.
3 miejsce na turnieju cieszy, tym bardziej, że jest to wynik o wiele lepszy, niż przed rokiem.
 
Wczesnym popołudniem wyjeżdżamy w stronę Lublina w tym samym składzie. Na wieczór jesteśmy na miejscu, pozostawiając po sobie ślad na kilku postojach na trasie.