Nawet gdy trawa na angielskich boiskach ma chwilę na regenerację, a kibice chwilowo odetchną od emocji 38 kolejek, w biurach klubowych dymi espresso, a w Excelach wirują nazwiska. Bo przecież nowy sezon nie zbuduje się sam. I chociaż większość patrzy na gigantów pokroju City czy Liverpoolu, to gdzieś w tle, po cichu, skrada się z młotem w ręku… West Ham.

Tak, dobrze czytacie. Młoty wchodzą w sezon 2025/2026 z pomysłem. A dokładnie – z Grahamem Potterem. Facetem, który ma opinię filozofa futbolu, ale nie tego, co cytuje Nietzschego, tylko tego, co lubi budować zespół marzeniami i ambicjami, niezbyt patrząc na niewielką kartą kredytową.

Potter dostał wolną rękę, by stworzyć drużynę po swojemu. Na razie nie wygląda to obiecująco – miks starych wyjadaczy z nowymi twarzami, które mają coś do udowodnienia? Owszem, ale na razie nie widać tych zapowiadanych hucznie nowych twarzy.

David Sullivan (szef wszystkich szefów w klubie) wyraźnie oczekuje wyników. A kibice? Coraz śmielej stawiają zakłady, że West Ham może namieszać…ale w strefie spadkowej. Każdy kibic chciałby, aby klub szykował się jako czarny koń sezonu, albo może po prostu koń, który w końcu przestał się potykać?

Potter ma wizję. Zarząd ma oczekiwania. Kibice – nadzieję. Czy to wystarczy, by Młoty w końcu zaczęły walić w górę tabeli, a nie tylko w mur rzeczywistości?

Wszystko kręci się wokół Pottera

Trener wszedł na pokład na początku 2024 roku, gdy poprzedni pilot – Julen Lopetegui – nie bardzo wiedział, jak dolecieć do miejsc gwarantujących cokolwiek. Potter od razu zaznaczył, że nie chodzi mu o szybką jazdę na skróty, tylko o pełnowymiarowy projekt. Cel? Europa. A żeby tam się dostać, potrzeba nie tylko umiejętności, ale też – jak sam mówi – jedności. Czyli mniej ego, więcej drużyny.

Wkrótce West Ham wyrusza za ocean – do USA – by wziąć udział w letnim turnieju Premier League Summer Series. Będzie to nie tylko okazja do autopromocji wśród tamtejszych fanów, ale też test formy dla młodych, niedoświadczonych i tych, którzy wcześniej głównie grzali ławę. Czy to wystarczy, żeby określić kurs na sukces? Zobaczymy.

Kadrowe roszady – czyli kto spakował walizki, a kto je rozpakowuje

Koniec czerwca przyniósł kilka pożegnań. Aaron Cresswell, Łukasz Fabiański, Vladimir Coufal, Danny Ings i Kurt Zouma – ich rozdziały w West Hamie zostały zamknięte. Michail Antonio nadal jest w klubie, ale jego przyszłość pozostaje wielką niewiadomą. Jednym słowem: robi się miejsce…ale chętnych brak.

A kto wchodzi? Jean-Clair Todibo, który po niezłym wypożyczeniu został oficjalnie Młotem. Trwają też zakusy na Roberta Sancheza z Chelsea – tu może dojść do ciekawej wymiany za Mohammeda Kudusa, choć sam Potter najwyraźniej jest wielbicielem talentu Ghańczyka, więc wszystko jest jeszcze w grze, choć Kudus chyba nie odwzajemnia „uczucia” i wolałby uciec…nawet do Spurs, czym podpadł w ostatnich dniach kibicom Młotów.

Pojawił się też Daniel Cummings z Celtiku – młody, utalentowany, może nie od razu nowy Kane, ale kto wie? Jeśli Kudus jednak opuści pokład, kolejny napastnik będzie musiał dołączyć do załogi.

Czas działać, bo zegar tyka

Chociaż obecnie West Ham dopiero układa puzzle, to jeśli nie przyspieszy, rynek transferowy przejdzie mu koło nosa. Kiedy reszta Premier League kupuje, sprzedaje, wypożycza i oferuje kokosy, klub z Londynu jest tylko widzem i odhacza sobie kto już nie jest do wzięcia.

Sezon startuje w sierpniu. Do tego czasu – nie ma mowy o wakacjach.