Młoty mimo przewagi wypracowanej w pierwszej połowie zremisowały na wyjeździe z Crystal Palace 2:2. Remis boli, bo zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Rywal był w sobotę wyjątkowo słaby i przy mądrej grze można było zainkasować pewne 3 punkty.

Po trudnym okresie, morale drużyny były mocno podbudowane zwycięstwem z Tottenhamem Hotspur w EFL Cup. Kolejnym rywalem była drużyna okupująca ostatnie miejsce w tabeli – Crystal Palace. Wydawało się, że to idealny przeciwnik by przedłużyć dobrą passę.

Slaven Bilić nieco przetasował skład. W obronie zobaczyliśmy Angelo Ogbonnę, do linii pomocy wrócił Mark Noble. Dobrze spisujący się ostatnio Fernandes również dostał szansę gry od pierwszych minut.

Obie drużyny rozkręcały się powoli. Przez pierwsze pół godziny oglądaliśmy walkę w środku pola i nieudane próby wyprowadzenia akcji ofensywnej. Nie było nudno (sporo fauli, szybkich rajdów), jednak żaden z zespołów nie potrafił stworzyć zagrożenia pod bramką.

Pierwsza bramka dla Młotów padła w 31. minucie. Młoty wyprowadził szybką kontrę, niepilnowany na skrzydle Cresswell dostał dobrą piłkę. Dośrodkował w pole karne a tam z pierwszej piłki pewnie uderzył Javier Hernandez. 1:0!

Gol rozbudził nieco obie ekipy i mecz zaczął nabierać rumieńców. W 36. minucie znany dobrze kibicom West Hamu James Tomkins dobrze uderzył piłkę głową w stronę bramki. Świetną interwencją popisał się Joe Hart. Warto podkreślić, że nasz bramkarz zanotował bardzo dobry występ i w spotkaniu z Crystal Palace niejednokrotnie ratował drużynę przed stratą gola.

Dwie minuty przed regulaminowym końcem pierwszej połowy pięknego gola na 2:0 zdobył Andre Ayew. Nasz napastnik ewidentnie jest w gazie (dwa trafienia w spotkaniu z Tottenhamem). Strata Crystal Palace w środku pola i Ayew ruszył w samotny rajd na bramkę. Nie zdecydował się na podanie, dwa szybkie zwody i mocny strzał pod poprzeczkę. Bramkarz nie miał szans.

Podopieczni Slavena Bilicia na przerwę schodzili w świetnych nastrojach., Nie wiedzieli jednak, że rywal w tym meczu jeszcze ich zaskoczy.

W drugiej połowie na boisko w miejsce Aarona Cresswella wszedł Arthur Masuaku.

Gospodarze szybko zaczęli odrabiać straty. W 50. minucie Angelo Ogbonna sfaulował rywala w polu karnym. Była to niesamowicie głupia interwencja – zagrożenie nie było aż tak duże, aby decydować się na faul. Do piłki podszedł Luka Milivojevic i pewnym strzałem pokonał Joe Harta.

Był to punkt zwrotny w tym meczu. Szybko strzelona bramka kontaktowa dodała wiary gospodarzom i przez resztę spotkania Młoty musiały skupić się na defensywie.

Trudno wypunktować wszystkie groźne akcje Crystal Palace – było ich sporo. W 52. minucie w słupek z dystansu trafił Cabaye. Póxniej dwukrotnie na bramkę uderzał Zaha, ale nasz bramkarz spisywał się tego dnia rewelacyjnie.

W międzyczasie na boisku pojawili się Declan Rice (za kontuzjowanego Jose Fonte) i Michail Antonio (z Pablo Zabaletę).

W 80. minucie pięknym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Cabaye, a jeszcze piękniejszą paradą Joe Hart. Sam bramkarz to jednak za mało by przy tak dużej presji utrzymać wynik do końca. Szczególnie, że sędzia doliczył aż 6 minut do regulaminowego czasu gry.

W 91. minucie James Tomkins ponownie strzelał głową. Tym razem trafił w poprzeczkę.

Młoty w ostatnich minutach popełniły największy błąd jaki można było popełnić. Zamiast wyprowadzać kontry po pozycyjnych atakach Crystal Palace (gospodarze byli bardzo wysunięci i rzucili wszystko na jedną kartę), graliśmy na czas. Kibicom na pewno zapadnie w pamięci gra Michaila Antonio z ostatnich minut, który co prawda dość skutecznie w swoim stylu zastawiał piłkę, jednak dwukrotnie miał okazję by podać do dobrze ustawionych w polu karnym kolegów.

Gra na czas okazała się fatalną strategią. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry Crystal Palace wyprowadziło ostatnią akcję ofensywna. Na skrzydle piłkę dostał Zaha. Zwiódł obrońców, uderzył po długim słupku i pokonał Joe Harta.

Młoty nie zyskały w tym meczu punktu, lecz straciły dwa. O słabszego rywala w lidze będzie trudno – Crystal Palace gra na prawdę fatalną piłkę w tym sezonie. Sami ich zachęciliśmy do gry i na własne życzenie straciliśmy dwie bramki.