Cały wyjazd wyszedł spontanicznie. Szybka decyzja, jeszcze szybsza realizacja, kupno biletów i uzgodnienie innych formalności. Taki wyjazd smakuje najlepiej. Ale od początku.
Pod koniec stycznia pewne okoliczności zmusiły nas do zmiany decyzji co do wyjazdu na mecz na Upton Park w tym sezonie. Pierwotnie mieliśmy się wybrać wspólnie z innymi kibicami na ostatnią kolejkę (spotkanie z Sunderlandem). Jednak podjęta została inna decyzja. Jeszcze w styczniu kupiliśmy bilety na domowy mecz z Stoke City. Potem bookowanie samolotu i załatwienie noclegu. Już wtedy wiadomo było, że w Londynie spędzimy całe 4 dni.
Wyjazd z Lublina zaplanowaliśmy na 3 marca, oczywiście ulubionym środkiem transportu – PKP. Tego dnia były też urodziny jednego z wyjazdowiczów, więc wiadome było, że o suchym pysku podróży nie spędzimy. Pociągiem wyjechaliśmy o 8:30, po ponad pięciu godzinach drogi byliśmy już w Katowicach. Tam czekała nas przesiadka do Bytomia.
Zdecydowaliśmy się na taki krok ponieważ kilkukrotnie taniej wyszedł dojazd komunikacją miejską z Bytomia na lotnisko niż busem z Katowic. Kolejny przykład paranoi, które towarzyszą nam w życiu codziennym. Samo miasto nie zrobiło na nas większego wrażenia. Obskurny dworzec kolejowy, stare, zniszczone i szare kamienice na deptaku. Jedynym pozytywem były bardzo ładne dziewczyny, których było zatrzęsienie. Zwiedziliśmy rejony śródmieścia, zwiedziliśmy też olbrzymie centrum handlowe „Agora”, gdzie skosztowaliśmy bytomskich pączków i
gorącej kawy.
Sam dojazd na lotnisko tragiczny. Trasa, która prowadziła przez małe wsie i ciasne, gminne drogi trwała ok. 2h. Kilka godzin na lotnisku, odprawa, zakupy w sklepie bezcłowym i wreszcie po 6 rano wylecieliśmy z naszego kraju. Na Londyńskim Luton meldujemy się o 7:30 (czasu angielskiego, 8:30 czasu polskiego). Czapki WHU na głowę i od razu każdy wiedział z kim ma do czynienia. Podróż z Luton do centrum Londynu już na początku bardzo uszczupliła zawartość naszych portfeli. Kilka godzin w centrum, po czym udaliśmy się metrem na południe stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie mieliśmy załatwiony nocleg. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze pub i kilka Fostersów. Potem szybka szama i kolejne browary w domowym zaciszu.
Następnego dnia, w sobotę dołączył do nas trzeci lubelski fan mieszkający chwilowo pod Londynem. Odwiedziliśmy dwa stadiony londyńskich zespołów – Queens Park Rangers oraz Leyton Orient. Zarówno przed jednym i drugim obiektem zaczepiali nas fani lokalnych zespołów, jednak ich reakcje były albo pozytywne albo lekko zdezorientowane. Niektórzy nawet przestraszyli się głośnych chłopaków West Hamu.
Następnie udaliśmy się metrem na wschodni Londyn. Jednak po drodze, na 3 stacje przed Upton Park pociąg zatrzymał się. Okazało się, że metro jest w tym miejscu remontowane. Do meczu została niepełna godzina, a my byliśmy bliżej Stadionu Olimpijskiego niż Boleyn Ground. Na szczęście jeszcze w metrze dogadaliśmy się z fanami Młotów, którzy pomogli nam (i sobie też) dostać się na UP. Po drodze złapaliśmy taryfę, którą jeździł fan The Hammers.
Na stadion wchodzimy kilka minut po pierwszym gwizdku. Oczywiście „Bubbles” towarzyszyły nam cały czas podczas spotkania. Pojawiły się też inne przyśpiewki – „We follow the West Ham” czy „We are West Hams Claret Blue Army”. Szczególnie ta druga przypadła wszystkim do gustu. Śpiewanie jej przez 10 minut bez przerwy robi wrażenie. Na trybunie siedzieliśmy z największymi wariatami, którzy co chwilę podkręcali atmosferę meczu na trybunach. Natomiast kibiców gości usłyszeliśmy tylko kilkukrotnie na początku spotkania. Wygrana 3:0 i szał radości, który towarzyszył wszystkim jeszcze przez długi czas. Odwiedziliśmy sklepik, pomnik Bobby Moore’a oraz dwa puby „Boleyn” oraz „The Queens”.
Niedziela zleciała nam na zwiedzaniu miasta, Big Ben, London Eye czy Tower Bridge oczywiście miejsca obowiązkowe. Potem wspólne %, % i jeszcze raz %.
Poniedziałek przygotowania do wyjazdu, o 20:30 samolot do Polski. 23:55 meldujemy się w Katowicach i wracamy do Bytomia, gdzie o 8:45 wsiadamy w zdezelowany pociąg do Lublina. W Kozim Grodzie meldujemy się na 15:00. Wyjazd jak najbardziej zaliczony do pozytywnych i udanych. A już niedługo znów odwiedzimy wschodnie rejony Londynu.