Wielki ruch i szał opanował forum internetowe gdy dowiedzieliśmy się o meczu naszych chłopaków z Wysp w Polsce. „Jedziemy! Musimy tam być!” Tylko to mieliśmy w głowie przez kilka miesięcy.
Relacja kibica z Lublina:
 
„Na początku postanowiłem zaopatrzyć się w bilety. Wielkim fartem było to, iż można było kupić je w prawie każdym saloniku Ruchu. Przejeździłem dobrych kilka godzin po mieście aby trafić na salonik, który będzie mieć drukarkę termiczną, dzięki czemu wydrukuje ten pieprzony bilet. W jednym nie działał Internet, w drugim w ogóle go nie było, w końcu trafiłem na odpowiedni. Od razu zadzwoniłem do chłopaków powiedzieć, że to nie żadna ściema, niech spokojnie idą do salonów Ruchu i kupują bilety dla siebie. 
Wracając do domu skontaktowałem się z drugim kibicem celem uzgodnienia kilku później opisanych w relacji spraw.

Padł pomysł zrobienia swojej flagi. Na realizację szytej na zamówienie było już trochę za późno i koszta też byłyby wtedy inne. Zakupiliśmy szybko materiał, Montany i wydrukowaliśmy litery, każdą na oddzielnej kartce. Cały napis „West Ham United – Till I Die – Fan Club Poland” zmieścił się na 4 metrowej płachcie materiału, a na dwóch końcach  znalazło się miejsce na herby WHU.
W projekcie brał udział także mój ziomek z bloku, który pomagał w malowaniu herbów. Flagę robiliśmy kilka dobrych godzin. 
Los uśmiechnął się do mnie, dzięki czemu mój wyjazd na mecz mogłem połączyć z delegacją z pracy. Docelowo jechałem do pięknego miasta jakim jest Rumia. Serdecznie pozdrawiam poznanych tam ludzi i Arkowców („bo to nie ludzie to Wariaci”). Spędziłem tam dobry tydzień, ale już trzeciego dnia miał odbyć się mecz. Zaproponowałem koledze z pracy pójście na mecz ze mną. Oczywiście zgodził się. Uprzednio codziennie balowaliśmy w Rumii. Jednej nocy po wyjściu z baru poprosił mnie abym nauczył go „Bubbles”. Nie musiał 2 razy powtarzać, a już byliśmy spisywani za zakłócanie ciszy nocnej. Następnego dnia do pracy na 8… Na kacu popracowaliśmy do 14 dłużej nie dało już rady. 
 
Po drodze na stadion spotkaliśmy wielką ekipę Arkowców; Nie było źle, nawet odprowadzili nas, kolegów z West Ham pod samą trybunę gości. Tam spotkaliśmy się z resztą Polskich The Hammers. Zawiesiliśmy zrobioną własnoręcznie flagę.
Najlepszym momentem było wspólne odśpiewanie hymnu. Nasze „Bańki” poleciały w powietrze z głośników, które były dosłownie wszędzie na stadionie. Nie śpiewał tylko sektor WHU, dało się zauważyć liczne podniesione ręce na sektorach gospodarzy, a było ponad 8 tysięcy osób.
 

Atmosfera na meczu świetna, koledzy z Arki postarali się zajebiście co do oprawy meczu. Śpiew hymnu „Rota” wyszedł im elegancko, na YouTube można znaleźć teraz liczne filmiki w dobrej jakości. Szkoda że mimo mojego i Gostka apelowania do reszty co do oprawy czyli rac, świec dymnych itp. Nic nie wyszło, zero zgrania. Szkoda. Dobrze wspominamy falę meksykańską, którą tworzyła każda żywa dusza na stadionie. Kibice Arki podchodzili do nas z dystansem ale kiedy już mecz został rozpoczęty wchodzili do nas na sektor celem przywitania się czy nawet wymiany na szaliki lub czapki. U nas na sektorze 17 osób.

 
W drodze powrotnej, zatrzymałem się w Warszawie. Tam spotkałem się z Efim, współzałożycielem whufc.pl. Siedliśmy gdzieś na Pradze i przy ambrozji powspominaliśmy wyjazd.
Reasumując cały wypad, to powiem szczerze, iż udał się w 100%. Szkoda tylko że frekwencja nie dopisała z naszej strony. Dużo osób napotkało trudności po drodze. A ci, których nie było. Macie czego żałować! 
Autor: Michał Prokopiuk